\
Jeruszalaim szel szeleg...
Wszystkie zdjęcia pochodzą z izraelskich dzienników - Haarec, Jerusalem Post oraz Jedidot Achronot.
\
30 stycznia 2008
0
Kranówa Zdrój
\
Każdego roku 17 milionów baryłek ropy jest potrzebnych aby wyprodukować 900 tys. ton plastiku, z którego wytwarza się butelki do wody w samych tylko Stanach Zjednoczonych. W procesie ich produkcji powstaje 2,5 miliona ton dwutlenku węgla. Prawie 90% tych butelek nie jest później poddana recyklingowi.
Woda z butelek, pomimo tego, że jest o wiele droższa niż woda z kranu (MPWiK w Krakowie reklamuje się ostatnio: "Wiadro wody już za 3 grosze"), wcale nie jest od niej czystsza - w rzeczywistości popularna "kranówa" musi spełnić o wiele wyższe standardy czystości niż woda z butelki. Wiele z wód sprzedawanych w naszych sklepach nie spełnia tych standardów!
Podobno Kraków ma jedną z najlepszych (najczystszych) wód w sieci wodociągowej spośród większych polskich miast.
Jakoś ciągle nie jestem przekonany do tego, by pić wodę z kranu. Mieszkam w starej kamienicy, sieć wodociągowa zapewne nie była wymieniana w niej od dziesiątek lat, w związku z tym jest w opłakanym stanie. Nawet najczystsza woda w starych (często ołowianych) rurach ulegnie zanieczyszczeniu.
Może domowy filtr do wody byłby jakimś rozwiązaniem...
Każdego roku 17 milionów baryłek ropy jest potrzebnych aby wyprodukować 900 tys. ton plastiku, z którego wytwarza się butelki do wody w samych tylko Stanach Zjednoczonych. W procesie ich produkcji powstaje 2,5 miliona ton dwutlenku węgla. Prawie 90% tych butelek nie jest później poddana recyklingowi.
Woda z butelek, pomimo tego, że jest o wiele droższa niż woda z kranu (MPWiK w Krakowie reklamuje się ostatnio: "Wiadro wody już za 3 grosze"), wcale nie jest od niej czystsza - w rzeczywistości popularna "kranówa" musi spełnić o wiele wyższe standardy czystości niż woda z butelki. Wiele z wód sprzedawanych w naszych sklepach nie spełnia tych standardów!
Podobno Kraków ma jedną z najlepszych (najczystszych) wód w sieci wodociągowej spośród większych polskich miast.
Jakoś ciągle nie jestem przekonany do tego, by pić wodę z kranu. Mieszkam w starej kamienicy, sieć wodociągowa zapewne nie była wymieniana w niej od dziesiątek lat, w związku z tym jest w opłakanym stanie. Nawet najczystsza woda w starych (często ołowianych) rurach ulegnie zanieczyszczeniu.
Może domowy filtr do wody byłby jakimś rozwiązaniem...
Labels:
KRK
29 stycznia 2008
0
Nicolas Jenson
\
Nie posiadamy wielu pewnych informacji na temat życia Nicolasa Jensona, a jeszcze mniej wiemy o powstaniu jego krojów pisma.
Wimy, że Nicolas Jenson urodził się w Sommevoire w Szampanii około 1430 roku. Zmarł w Wenecji, pięćdziesiąt lat później, wkrótce po tym, gdy sporządził bardzo dokładny testament, w którym opisał swój warsztat.
Prawdopodobnie we Francji był Jenson ważną postacią w mennicy królewskiej w Tours, dlatego został przez króla Karola VII wysłany do Moguncji, by zapoznać się z nową w Europie "sztuką" - drukarstwem. Być może uczył się u samego Gutenberga, ale brak na to dowodów. Oczywiście miał on później wrócić do Francji i przekazać innym zdobyta wiedzę, ale nigdy sie tak nie stało - około 1467 roku Jenson wylądował w Wenecji. [1]
Zanim otworzył tam swoją własną drukarnię (wydawnictwo) współpracował prawdopodobnie z różnymi miejscowymi drukarzami, wycinając dla nich kroje pisma. Ze wspomnianego już testamentu Jensona wynika, iż to właśnie wykonane przez siebie czcionki uważał on za swoje największe życiowe osiągnięcie.
Prawdziwa historia Nicolasa Jensona to historia książek, które sygnował od 1470 jako drukarz i która trwała zaledwie nieco ponad dekadę, oraz przede wszystkim historia stworzonych przez niego krojów pisma. Słynna antykwa Jensona była pierwszym krojem, który wykonał dla swojego domu wydawniczego (później była ona jeszcze przez niego nieco modyfikowana).
Została zaprojektowana do określonego układu strony - do klasycznych książek z szerokimi marginesami, co widać wyraźnie na poniższym przykładzie - obszerne marginesy zewnętrzny i dolny, tworzą szerokie obramowanie dla zwartego i stosunkowo szerokiego łamu.
Antykwy tej Jensona używał bardzo krótko - zaledwie pięć, sześć lat. Poczynając od roku 1474 Jenson wykonał pięć kolejnych krojów pisma, ale wszystkie były gotykami. Jenson posługiwał się nimi do druku niemal wszystkich swoich książek. Swojej antykwy używał jedynie do drukowania klasyki. Podobna droga - od antykwy go gotyku była udziałem innych Weneckich drukarzy tego okresu. Wiązało się to prawdopodobnie z bardzo ograniczonym rynkiem zbytu na drukowane coraz bardziej masowo książki (pierwsze drukowane tytuły pojawiły sie we Włoszech zaledwie kilka lat wcześniej), i przywiązanie czytelnika do dobrze mu znanych liter gotyckich. W tych wczesnych latach drukarstwa rynek czytelniczy niemalże nie istniał. Książki klasyczne nie cieszyły się zbytnim powodzeniem, o wiele lepiej sprzedawały się za to książki prawnicze, teologiczne, matematyczne i medyczne - słowem podręczniki wykorzystywane na uniwersytetach (coś mi taka sytuacja przypomina...). Ponieważ manuskrypty podręczników uniwersyteckich były pisane gotykiem, czytelnicy oczekiwali, że również ich drukowane odpowiedniki będą wyglądały podobnie. Dlatego Jenson i jemu współcześni wydawcy, po krótkim okresie rozwoju i propagowania antykwy, szybko przerzucili się na gotyk, aby zaspokoić wymagania większości swoich czytelników.
Przyjrzyjmy się nieco bliżej szczegółom antykwy Jensona:
Elegancja kształtu wyrytych przez Jensona liter jest jedną z pierwszych rzeczy, która rzuca sie w oczy. Owa elegancja budzi ciągle jeszcze podziw i prowokuje do prób naśladowania. Krój Jensona posiada łagodne zaokrąglenia, niesymetryczne szeryfy, które delikatnie wytrącają ze statycznej równowagi poszczególne glify, oraz wystające poza optyczną linie bazową pisma łukowate elementy takich liter jak "c", "e", "d", "o", oraz "b". Kropka nad "i" jest przesunięta zdecydowanie w prawo, "ciągnąc" za sobą niejako oko czytelnika. Stosunkowo rzadko w łacinie występujące litery zostały wycięte lekko odmiennie, z pewną dozą swobody - "y" posiada bardzo krótkie i proste wydłużenie dolne, za to minuskuła "z" jest nadzwyczajnie duża.
Majuskuła Jensona posiada jakby własną, odmienną, przestrzeń - szerokie litery "N", "Z" oraz "H", odbiegające często od pionu "pionowe" elementy liter, jeszcze bardziej niż w minuskule widoczna asymetryczność szeryfów. Owa nadzwyczajna szerokość Jensonowej majuskuły oraz brak kerningu powodują, że nie bardzo pasuje ona (przynajmniej w naszym współczesnym rozumieniu) do minuskuły. W rzeczywistości jednak owa niekompatybilność - wbrew obawom - nie razi czytającego, dodaje za to wierszowi i całej stronie nieco życia.
[1] Możliwe, że Jenson nie był skłonny wracać do ojczyzny, gdyż po śmierci Karola VII, jego następca nie był zainteresowany usługami drukarskimi.
Dziękuję panom Paul'owi Baker'owi oraz Paul'owi F. Gehl'owi za zgodę na wykorzystanie informacji zawartych w ich artykule.
\
Nie posiadamy wielu pewnych informacji na temat życia Nicolasa Jensona, a jeszcze mniej wiemy o powstaniu jego krojów pisma.
Wimy, że Nicolas Jenson urodził się w Sommevoire w Szampanii około 1430 roku. Zmarł w Wenecji, pięćdziesiąt lat później, wkrótce po tym, gdy sporządził bardzo dokładny testament, w którym opisał swój warsztat.
Prawdopodobnie we Francji był Jenson ważną postacią w mennicy królewskiej w Tours, dlatego został przez króla Karola VII wysłany do Moguncji, by zapoznać się z nową w Europie "sztuką" - drukarstwem. Być może uczył się u samego Gutenberga, ale brak na to dowodów. Oczywiście miał on później wrócić do Francji i przekazać innym zdobyta wiedzę, ale nigdy sie tak nie stało - około 1467 roku Jenson wylądował w Wenecji. [1]
Zanim otworzył tam swoją własną drukarnię (wydawnictwo) współpracował prawdopodobnie z różnymi miejscowymi drukarzami, wycinając dla nich kroje pisma. Ze wspomnianego już testamentu Jensona wynika, iż to właśnie wykonane przez siebie czcionki uważał on za swoje największe życiowe osiągnięcie.
Prawdziwa historia Nicolasa Jensona to historia książek, które sygnował od 1470 jako drukarz i która trwała zaledwie nieco ponad dekadę, oraz przede wszystkim historia stworzonych przez niego krojów pisma. Słynna antykwa Jensona była pierwszym krojem, który wykonał dla swojego domu wydawniczego (później była ona jeszcze przez niego nieco modyfikowana).
Została zaprojektowana do określonego układu strony - do klasycznych książek z szerokimi marginesami, co widać wyraźnie na poniższym przykładzie - obszerne marginesy zewnętrzny i dolny, tworzą szerokie obramowanie dla zwartego i stosunkowo szerokiego łamu.
Antykwy tej Jensona używał bardzo krótko - zaledwie pięć, sześć lat. Poczynając od roku 1474 Jenson wykonał pięć kolejnych krojów pisma, ale wszystkie były gotykami. Jenson posługiwał się nimi do druku niemal wszystkich swoich książek. Swojej antykwy używał jedynie do drukowania klasyki. Podobna droga - od antykwy go gotyku była udziałem innych Weneckich drukarzy tego okresu. Wiązało się to prawdopodobnie z bardzo ograniczonym rynkiem zbytu na drukowane coraz bardziej masowo książki (pierwsze drukowane tytuły pojawiły sie we Włoszech zaledwie kilka lat wcześniej), i przywiązanie czytelnika do dobrze mu znanych liter gotyckich. W tych wczesnych latach drukarstwa rynek czytelniczy niemalże nie istniał. Książki klasyczne nie cieszyły się zbytnim powodzeniem, o wiele lepiej sprzedawały się za to książki prawnicze, teologiczne, matematyczne i medyczne - słowem podręczniki wykorzystywane na uniwersytetach (coś mi taka sytuacja przypomina...). Ponieważ manuskrypty podręczników uniwersyteckich były pisane gotykiem, czytelnicy oczekiwali, że również ich drukowane odpowiedniki będą wyglądały podobnie. Dlatego Jenson i jemu współcześni wydawcy, po krótkim okresie rozwoju i propagowania antykwy, szybko przerzucili się na gotyk, aby zaspokoić wymagania większości swoich czytelników.
Przyjrzyjmy się nieco bliżej szczegółom antykwy Jensona:
Elegancja kształtu wyrytych przez Jensona liter jest jedną z pierwszych rzeczy, która rzuca sie w oczy. Owa elegancja budzi ciągle jeszcze podziw i prowokuje do prób naśladowania. Krój Jensona posiada łagodne zaokrąglenia, niesymetryczne szeryfy, które delikatnie wytrącają ze statycznej równowagi poszczególne glify, oraz wystające poza optyczną linie bazową pisma łukowate elementy takich liter jak "c", "e", "d", "o", oraz "b". Kropka nad "i" jest przesunięta zdecydowanie w prawo, "ciągnąc" za sobą niejako oko czytelnika. Stosunkowo rzadko w łacinie występujące litery zostały wycięte lekko odmiennie, z pewną dozą swobody - "y" posiada bardzo krótkie i proste wydłużenie dolne, za to minuskuła "z" jest nadzwyczajnie duża.
Majuskuła Jensona posiada jakby własną, odmienną, przestrzeń - szerokie litery "N", "Z" oraz "H", odbiegające często od pionu "pionowe" elementy liter, jeszcze bardziej niż w minuskule widoczna asymetryczność szeryfów. Owa nadzwyczajna szerokość Jensonowej majuskuły oraz brak kerningu powodują, że nie bardzo pasuje ona (przynajmniej w naszym współczesnym rozumieniu) do minuskuły. W rzeczywistości jednak owa niekompatybilność - wbrew obawom - nie razi czytającego, dodaje za to wierszowi i całej stronie nieco życia.
[1] Możliwe, że Jenson nie był skłonny wracać do ojczyzny, gdyż po śmierci Karola VII, jego następca nie był zainteresowany usługami drukarskimi.
Dziękuję panom Paul'owi Baker'owi oraz Paul'owi F. Gehl'owi za zgodę na wykorzystanie informacji zawartych w ich artykule.
\
Labels:
typografia
28 stycznia 2008
2
Henryk Reyman - wzór do naśladowania
\
Za Gazeta.pl:
Za Gazeta.pl:
Podpułkownik Wojska Polskiego, wspaniały piłkarz i ikona wiślackiego sportu. Krakowscy radni zdecydowali, że stadion Wisły będzie nosił imię Henryka Reymana. [...]Nie zapominajmy tylko, że ten "wzór sportowca i patrioty", był niechlubnym bohaterem takiego oto zdarzenia, który opisuje Henryk Vogler w swoim "Wyznaniu mojżeszowym":
Reyman to wzór sportowca i patrioty. [...] - mówi Ludwik Miętta-Mikołajewicz, prezes TS Wisła.
Kiedy w czasie jednego z meczów tej drużyny sędzia Rosenfeld za poważne przewinienie wykluczył z gry znakomitego piłkarza "Wisły" Henryka Reymana (kapitana, później majora, a w końcu podpułkownika Wojsk Polskich) - ten odmówił opuszczenia boiska, oświadczając, że żaden Żyd nie będzie mu rozkazywał. W rezultacie cała "Wisła" zeszła z placu gry i mecz nie został dokończony...
Labels:
KRK
Słabo...
\
Słabo wypada Polska w ostatnim raporcie EPI (Environmental Performance Index) przygotowanym przez amerykańskie uniwersytety Yale i Columbia.
Z krajów Europy Środkowej wyprzedzają nas: Łotwa, Słowenia, Litwa, Słowacja, Chorwacja, Węgry, nawet Albania, Rosja i Gruzja są przed Polską.
Mamy tyle samo punktów co Białoruś!
Z krajów wchodzących w skład UE za nami znajdują sie: Grecja, Cypr, Holandia, Bułgaria, Belgia, Czechy i Rumunia.
W porównaniu z rankingiem sprzed dwóch lat spadliśmy o 5 pozycji.
Czołówkę stanowią: Szwajcaria, Norwegia, Szwecja i Finlandia, zamykają listę państwa afrykańskie: Mauretania, Sierra Leone, Angola i Niger.
Słabo wypada Polska w ostatnim raporcie EPI (Environmental Performance Index) przygotowanym przez amerykańskie uniwersytety Yale i Columbia.
Z krajów Europy Środkowej wyprzedzają nas: Łotwa, Słowenia, Litwa, Słowacja, Chorwacja, Węgry, nawet Albania, Rosja i Gruzja są przed Polską.
Mamy tyle samo punktów co Białoruś!
Z krajów wchodzących w skład UE za nami znajdują sie: Grecja, Cypr, Holandia, Bułgaria, Belgia, Czechy i Rumunia.
W porównaniu z rankingiem sprzed dwóch lat spadliśmy o 5 pozycji.
Czołówkę stanowią: Szwajcaria, Norwegia, Szwecja i Finlandia, zamykają listę państwa afrykańskie: Mauretania, Sierra Leone, Angola i Niger.
Labels:
takie tam...
Elektryczne samochody
\
Już pierwsze zdanie daje sporo do myślenia:
Ciekaw jestem, czy producentom uda się przekonać z zasady mało pro-ekologicznych izraelczyków do kupna takiego auta. Może ulgi podatkowe pomogą?
Już pierwsze zdanie daje sporo do myślenia:
Ciekaw jestem, czy producentom uda się przekonać z zasady mało pro-ekologicznych izraelczyków do kupna takiego auta. Może ulgi podatkowe pomogą?
Labels:
Izrael
24 stycznia 2008
5
Żałoba
\
Nie mam na szczęście takich kompetencji, ale ogłaszam ŻAŁOBĘ BLOGOWĄ - zawieszam swoją działalność na najbliższe trzy dni.
Jadę do Stolicy...
Nie mam na szczęście takich kompetencji, ale ogłaszam ŻAŁOBĘ BLOGOWĄ - zawieszam swoją działalność na najbliższe trzy dni.
Jadę do Stolicy...
Labels:
takie tam...
23 stycznia 2008
1
Yossi&Jagger
\
Stowarzyszenie "Czulent" z Krakowa zaprasza na styczniowe spotkanie Żydowskiego Klubu Filmowego. W tym miesiącu obejrzeć można izraelski film „Yossi & Jagger" z 2002 roku w reżyserii Eytana Foxa (twórcy głośnego „Paradise Now").
Obraz przedstawia homoseksualny romans dwóch izraelskich żołnierzy, na tle zaśnieżonych Wzgórz Golan, przy izraelskim techno i ckliwych hebrajskich przebojach. Film jest zdobywcą kilku nagród m. in. Izraelskiej Akademii Telewizyjnej , GLAAD (Gejowsko-Lesbijskie Stowarzyszenie przeciwko Zniesławieniom) i Międzynarodowego Gejowsko-Lesbijskiego Festiwalu Filmowego.
Jeden z najlepszych izraelskich dramatów romantycznych (sic!) i jeden z najbardziej kiczowatych filmów, jakie widzieliście...
Kiedy?
Poniedziałek, 28 stycznia godz. 20.00
Gdzie?
„Ptasiek" ul. Dajwór 3
Za ile?
Wstęp: 2 zł
Film w języku hebrajskim z napisami angielskimi.
Stowarzyszenie "Czulent" z Krakowa zaprasza na styczniowe spotkanie Żydowskiego Klubu Filmowego. W tym miesiącu obejrzeć można izraelski film „Yossi & Jagger" z 2002 roku w reżyserii Eytana Foxa (twórcy głośnego „Paradise Now").
Obraz przedstawia homoseksualny romans dwóch izraelskich żołnierzy, na tle zaśnieżonych Wzgórz Golan, przy izraelskim techno i ckliwych hebrajskich przebojach. Film jest zdobywcą kilku nagród m. in. Izraelskiej Akademii Telewizyjnej , GLAAD (Gejowsko-Lesbijskie Stowarzyszenie przeciwko Zniesławieniom) i Międzynarodowego Gejowsko-Lesbijskiego Festiwalu Filmowego.
Jeden z najlepszych izraelskich dramatów romantycznych (sic!) i jeden z najbardziej kiczowatych filmów, jakie widzieliście...
Kiedy?
Poniedziałek, 28 stycznia godz. 20.00
Gdzie?
„Ptasiek" ul. Dajwór 3
Za ile?
Wstęp: 2 zł
Film w języku hebrajskim z napisami angielskimi.
Labels:
zaproszenia
22 stycznia 2008
0
Blokada Strefy
\
Strefy Gazy oczywiście, była krótka. Izraelski rząd po jednodniowej blokadzie pozwolił na dostarczenie do Strefy dostaw paliwa i pomocy humanitarnej. Choć to tylko czasowe rozwiązanie, Izrael gotów jest w każdej chwili ponownie odciąć dostawy.
Wprowadzenie blokady oczywiście natychmiast wywołało krytykę ze strony rządów wielu państw, także tych, które nie robią nic żeby zatrzymać strumień broni płynący do Strefy (Egipt). Szkoda że podobnej krytyki nie wywołuje zazwyczaj ostrzał terytorium Izraela prowadzony regularnie ze Strefy Gazy przez bojowników Hamasu...
Co może w takiej sytuacji robić Izrael? Stara się zapobiegać ostrzałowi eliminując Hamasowców i jego infrastrukturę, co niestety często wiąże sie również z przypadkową śmiercią postronnych osób. Rozmawiać już dawno nie ma z kim...
Blokady (nie wątpię że nie była to ostatnia) będą wywoływać protesty, ale ponieważ Strefa Gazy niemal całkowicie uzależniona jest od dostaw izraelskich (przez granice z Egiptem przepływa tylko jeden towar - uzbrojenie, produkcja własna nie zaspokaja potrzeb w żadnym stopniu) - mogą być skuteczne. Pytanie tylko, czy są to właściwe metody?
W społeczeństwie izraelskim słychać coraz więcej głosów, że jednostronne wycofanie się ze Strefy było błędem. Zaczynają tak mówić także ci, którzy dotychczas byli zwolennikami tego kroku. Rozczarowanie narasta, rząd znajduje się pod coraz większą krytyką, więc sięga po rozwiązania coraz bardziej kontrowersyjne, palestyńczycy coraz bardziej nienawidzą Izraela. Koło się zamyka...
Strefy Gazy oczywiście, była krótka. Izraelski rząd po jednodniowej blokadzie pozwolił na dostarczenie do Strefy dostaw paliwa i pomocy humanitarnej. Choć to tylko czasowe rozwiązanie, Izrael gotów jest w każdej chwili ponownie odciąć dostawy.
Wprowadzenie blokady oczywiście natychmiast wywołało krytykę ze strony rządów wielu państw, także tych, które nie robią nic żeby zatrzymać strumień broni płynący do Strefy (Egipt). Szkoda że podobnej krytyki nie wywołuje zazwyczaj ostrzał terytorium Izraela prowadzony regularnie ze Strefy Gazy przez bojowników Hamasu...
Co może w takiej sytuacji robić Izrael? Stara się zapobiegać ostrzałowi eliminując Hamasowców i jego infrastrukturę, co niestety często wiąże sie również z przypadkową śmiercią postronnych osób. Rozmawiać już dawno nie ma z kim...
Blokady (nie wątpię że nie była to ostatnia) będą wywoływać protesty, ale ponieważ Strefa Gazy niemal całkowicie uzależniona jest od dostaw izraelskich (przez granice z Egiptem przepływa tylko jeden towar - uzbrojenie, produkcja własna nie zaspokaja potrzeb w żadnym stopniu) - mogą być skuteczne. Pytanie tylko, czy są to właściwe metody?
W społeczeństwie izraelskim słychać coraz więcej głosów, że jednostronne wycofanie się ze Strefy było błędem. Zaczynają tak mówić także ci, którzy dotychczas byli zwolennikami tego kroku. Rozczarowanie narasta, rząd znajduje się pod coraz większą krytyką, więc sięga po rozwiązania coraz bardziej kontrowersyjne, palestyńczycy coraz bardziej nienawidzą Izraela. Koło się zamyka...
Labels:
Izrael
21 stycznia 2008
0
Hagada Artura Szyka
\
Kontynuując temat rozpoczęty tutaj, dzisiaj kolejna słynna Hagada. Skoro opisałem jedną z najstarszych, teraz dla kontrastu jedna z nowszych - Hagada Artura Szyka. Poniższy tekst jest nieco skróconym fragmentem książki "Artur Szyk - Artysta, Żyd, Polak" Josepha P. Ansella, która ukazała sie niedawno nakładem Wydawnictwa Austeria.
Przez całe lata 30. Artur Szyk kontynuował prace nad ilustracjami i iluminacjami księgi, która miała przynieść mu większą sławę niż jakiekolwiek inne dzieło. Była to "Hagada na Pesach".
Do pracy nad "Hagadą" skłoniły artystę zarówno względy artystyczno- historyczne, jak i jego współczesna wymowa polityczna. Mniejsze znaczenie miały w tym przypadku względy artystyczne. Szyk obserwował narastające w różnych krajach europejskich nastroje antysemickie, szczególnie w Niemczech, i zdawał sobie sprawę z zagrożenia, jakie niosło to zjawisko. Zadaniem "Hagady" było przypominanie o triumfie narodu żydowskiego nad prześladowcami. Miniatury przedstawiają sceny historyczne, jednak w iluminacjach pojawiają się również mieszkańcy wschodnioeuropejskich sztetli i młodzi osadnicy żydowscy w Palestynie. Postaci te łączą się w pewną całość i przypominają, że walka o wolność to nie tylko odległa przeszłość – trwa ona dalej.
Artysta porównał zniewolenie Żydów przez Egipcjan do wzmożonej działalności antyżydowskiej w nazistowskich Niemczech. Oryginalne ilustracje przedstawiają Egipcjan, węże i inne niebezpieczne zwierzęta naznaczone swastykami. W ten sposób Szyk chciał podkreślić związek treści przekazywanych w ilustracjach ze współczesną sytuacją polityczną. Spowodowało to spore problemy ze znalezieniem firmy, która zechciałaby wydrukować dzieło. Niewielu mistrzów sztuki drukarskiej było w stanie podjąć się wiernego odtworzenia niezwykłej kolorystyki i najdrobniejszych szczegółów, które charakteryzują prace artysty. Symbol swastyki, wielokrotnie umieszczany na ilustracjach, wyeliminował monachijskiego drukarza, autora reprodukcji "Statutu Kaliskiego" (wcześniejszego dzieła Szyka). Zainteresowanie zleceniem wyraził rzemieślnik z Czechosłowacji, który obawiał się jednak represji rządowych (duża część rodaków majstra kolaborowała już wówczas z nazistami) oraz gniewu samych Niemców, którzy właśnie wkraczali do jego kraju. Szyk nie chciał usunąć drażliwych symboli i ostatecznie oddał dzieło angielskiej drukarni Sun Engraving Company, która miała już doświadczenie w wykonywaniu skomplikowanych reprodukcji. Nawet ta firma nie pozostała obojętna na kontekst antynazistowski. Ostatecznie Szyk, dochodząc do wniosku, że "Hagada" ważniejsza jest od bieżącej polityki, zdecydował się usunąć swastyki z wielu obrazów.
Nad 48-stronicową książką Szyk pracował sześć lat. Chociaż podejmował tę tematykę już na przełomie lat 20. i 30., dopiero w 1932 roku rozpoczął realizację swego wielkiego projektu. Książkę wydrukowano w roku 1939, a oprawiono i rozpowszechniono w 1940.
Wydawcą było stowarzyszenie powołane specjalnie w celu opublikowania dzieła Szyka, które otrzymało nazwę "Beaconsfield Press", najprawdopodobniej na cześć Benjamina Disraeli'ego, hrabiego Beaconsfield - znanego polityka pochodzenia żydowskiego, którego działał pod koniec XIX wieku.
Beaconsfield Press wydało jedynie 240 ekskluzywnych egzemplarzy "Hagady": 125 przeznaczono do sprzedaży w Stanach Zjednoczonych, 115 na rynek angielski. Za skład i oprawę była odpowiedzialna założona w XIX wieku, bezkonkurencyjna firma Sangorski & Sutcliffe. Dzieło zostało wydrukowane na podwójnym pergaminie i oprawione w niebieską, tłoczoną złotem skórę lewantyńską z wyklejkami drukowanymi na jedwabiu. Książkę umieszczono w skórzanej kasecie, wykończonej aksamitem. W "Times Literary Supplement" (1941) ukazała się entuzjastyczna recenzja publikacji, która "warta była umieszczenia między najpiękniejszymi księgami, jakie kiedykolwiek zostały stworzone przez człowieka". Inna, równie pochlebna recenzja twierdziła iż: "Jest to doprawdy niezwykłe dzieło i bez wątpienia zasługuje ono, by umieścić je wśród najwybitniejszych ksiąg świata. (...) Doda splendoru najznakomitszej nawet bibliotece i z czasem stanie się cenną pamiątką dla tych szczęśliwców, którzy będą je posiadać".
Stanley Morris, wybitny krytyk, a także znawca typografii i sztuki drukarskiej, napisał: "Muszę przyznać, że wnikliwa analiza "Hagady" była dla mnie zupełnie nowym doświadczeniem. Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że dzieło – zarówno jeśli chodzi o spektrum problemów przedstawionych przez artystę delikatnym i wielobarwnym piórem, jak i wierne odtworzenie go metodą druku wypukłego na papierze welinowym – to nie tylko sukces, ale cały ciąg sukcesów".
Cały nakład – wszystkie egzemplarze podpisali Szyk i Roth – sprzedawano drogą subskrypcji od początku 1937 roku. Na każdym egzemplarzu zapisywano nazwisko właściciela. Ze względu na wysoką cenę (520 dolarów, co stanowiło wówczas równowartość samochodu) książka dostępna była wyłącznie dla niewielkiej grupy zamożnej publiczności.
W 1937 roku, kiedy praca nad "Hagadą" była na ukończeniu, Szyk opuścił Warszawę, by osiedlić się w Londynie (przez kolejne dwa lata nadal regularnie odwiedzał Polskę). Podczas dwóch pierwszych lat spędzonych w Londynie Szyk ukończył pracę nad "Hagadą".
Wszystkie ilustracje pochodzą stąd oraz z książki "Artur Szyk - Artysta, Żyd, Polak".
\
Kontynuując temat rozpoczęty tutaj, dzisiaj kolejna słynna Hagada. Skoro opisałem jedną z najstarszych, teraz dla kontrastu jedna z nowszych - Hagada Artura Szyka. Poniższy tekst jest nieco skróconym fragmentem książki "Artur Szyk - Artysta, Żyd, Polak" Josepha P. Ansella, która ukazała sie niedawno nakładem Wydawnictwa Austeria.
Przez całe lata 30. Artur Szyk kontynuował prace nad ilustracjami i iluminacjami księgi, która miała przynieść mu większą sławę niż jakiekolwiek inne dzieło. Była to "Hagada na Pesach".
Do pracy nad "Hagadą" skłoniły artystę zarówno względy artystyczno- historyczne, jak i jego współczesna wymowa polityczna. Mniejsze znaczenie miały w tym przypadku względy artystyczne. Szyk obserwował narastające w różnych krajach europejskich nastroje antysemickie, szczególnie w Niemczech, i zdawał sobie sprawę z zagrożenia, jakie niosło to zjawisko. Zadaniem "Hagady" było przypominanie o triumfie narodu żydowskiego nad prześladowcami. Miniatury przedstawiają sceny historyczne, jednak w iluminacjach pojawiają się również mieszkańcy wschodnioeuropejskich sztetli i młodzi osadnicy żydowscy w Palestynie. Postaci te łączą się w pewną całość i przypominają, że walka o wolność to nie tylko odległa przeszłość – trwa ona dalej.
Artysta porównał zniewolenie Żydów przez Egipcjan do wzmożonej działalności antyżydowskiej w nazistowskich Niemczech. Oryginalne ilustracje przedstawiają Egipcjan, węże i inne niebezpieczne zwierzęta naznaczone swastykami. W ten sposób Szyk chciał podkreślić związek treści przekazywanych w ilustracjach ze współczesną sytuacją polityczną. Spowodowało to spore problemy ze znalezieniem firmy, która zechciałaby wydrukować dzieło. Niewielu mistrzów sztuki drukarskiej było w stanie podjąć się wiernego odtworzenia niezwykłej kolorystyki i najdrobniejszych szczegółów, które charakteryzują prace artysty. Symbol swastyki, wielokrotnie umieszczany na ilustracjach, wyeliminował monachijskiego drukarza, autora reprodukcji "Statutu Kaliskiego" (wcześniejszego dzieła Szyka). Zainteresowanie zleceniem wyraził rzemieślnik z Czechosłowacji, który obawiał się jednak represji rządowych (duża część rodaków majstra kolaborowała już wówczas z nazistami) oraz gniewu samych Niemców, którzy właśnie wkraczali do jego kraju. Szyk nie chciał usunąć drażliwych symboli i ostatecznie oddał dzieło angielskiej drukarni Sun Engraving Company, która miała już doświadczenie w wykonywaniu skomplikowanych reprodukcji. Nawet ta firma nie pozostała obojętna na kontekst antynazistowski. Ostatecznie Szyk, dochodząc do wniosku, że "Hagada" ważniejsza jest od bieżącej polityki, zdecydował się usunąć swastyki z wielu obrazów.
Nad 48-stronicową książką Szyk pracował sześć lat. Chociaż podejmował tę tematykę już na przełomie lat 20. i 30., dopiero w 1932 roku rozpoczął realizację swego wielkiego projektu. Książkę wydrukowano w roku 1939, a oprawiono i rozpowszechniono w 1940.
Wydawcą było stowarzyszenie powołane specjalnie w celu opublikowania dzieła Szyka, które otrzymało nazwę "Beaconsfield Press", najprawdopodobniej na cześć Benjamina Disraeli'ego, hrabiego Beaconsfield - znanego polityka pochodzenia żydowskiego, którego działał pod koniec XIX wieku.
Beaconsfield Press wydało jedynie 240 ekskluzywnych egzemplarzy "Hagady": 125 przeznaczono do sprzedaży w Stanach Zjednoczonych, 115 na rynek angielski. Za skład i oprawę była odpowiedzialna założona w XIX wieku, bezkonkurencyjna firma Sangorski & Sutcliffe. Dzieło zostało wydrukowane na podwójnym pergaminie i oprawione w niebieską, tłoczoną złotem skórę lewantyńską z wyklejkami drukowanymi na jedwabiu. Książkę umieszczono w skórzanej kasecie, wykończonej aksamitem. W "Times Literary Supplement" (1941) ukazała się entuzjastyczna recenzja publikacji, która "warta była umieszczenia między najpiękniejszymi księgami, jakie kiedykolwiek zostały stworzone przez człowieka". Inna, równie pochlebna recenzja twierdziła iż: "Jest to doprawdy niezwykłe dzieło i bez wątpienia zasługuje ono, by umieścić je wśród najwybitniejszych ksiąg świata. (...) Doda splendoru najznakomitszej nawet bibliotece i z czasem stanie się cenną pamiątką dla tych szczęśliwców, którzy będą je posiadać".
Stanley Morris, wybitny krytyk, a także znawca typografii i sztuki drukarskiej, napisał: "Muszę przyznać, że wnikliwa analiza "Hagady" była dla mnie zupełnie nowym doświadczeniem. Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że dzieło – zarówno jeśli chodzi o spektrum problemów przedstawionych przez artystę delikatnym i wielobarwnym piórem, jak i wierne odtworzenie go metodą druku wypukłego na papierze welinowym – to nie tylko sukces, ale cały ciąg sukcesów".
Cały nakład – wszystkie egzemplarze podpisali Szyk i Roth – sprzedawano drogą subskrypcji od początku 1937 roku. Na każdym egzemplarzu zapisywano nazwisko właściciela. Ze względu na wysoką cenę (520 dolarów, co stanowiło wówczas równowartość samochodu) książka dostępna była wyłącznie dla niewielkiej grupy zamożnej publiczności.
W 1937 roku, kiedy praca nad "Hagadą" była na ukończeniu, Szyk opuścił Warszawę, by osiedlić się w Londynie (przez kolejne dwa lata nadal regularnie odwiedzał Polskę). Podczas dwóch pierwszych lat spędzonych w Londynie Szyk ukończył pracę nad "Hagadą".
Wszystkie ilustracje pochodzą stąd oraz z książki "Artur Szyk - Artysta, Żyd, Polak".
\
Labels:
Hagada,
moje prace,
typografia
Krakowski smok(g)
\
Czarne dane - Kraków jest bodaj najbardziej zanieczyszczonym dużym miastem w Polsce! Perła kultury, wizytówka kraju, turystyczna stolica!
Z samochodami też sprawa jest beznadziejna - dopóki nie można zaoferować rozsądnej alternatywy (sprawnego systemu komunikacji publicznej) nie ma o czym rozmawiać z kierowcami.
Jedynym rozwiązaniem jest EDUKACJA. Tylko że to potrwa, a czasu coraz mniej...
Czy lenistwo, bezmyślność i głupota ludzka nie ma granic?
Czarne dane - Kraków jest bodaj najbardziej zanieczyszczonym dużym miastem w Polsce! Perła kultury, wizytówka kraju, turystyczna stolica!
[...] O tym, jak bardzo mamy zanieczyszczone powietrze, świadczą czterokrotnie lepsze wyniki Katowic...
[...] Szczególnie drastycznie wyglądają zaś wyniki zapylenia. Warszawa jest pod tym względem dwa razy czystsza.
[...] Według norm unijnych jest dobrze, jeśli stężenie pyłów nie przekracza dopuszczalnych zakresów więcej niż pięć razy do roku. Na Alejach Trzech Wieszczów dopuszczalna norma została złamana w 2006 roku ponad... 220 razy.
[...] - Boję się jednak, że to będzie walka z wiatrakami. Ludzie nie zdają sobie bowiem sprawy, jak bardzo się zatruwają, paląc "byle czym", czyli śmieciami - rozkłada ręce wojewódzki inspektor (ochrony środowiska). - Najlepszym dowodem tej nieświadomości jest sprzeciw wobec spalarni odpadów. Tymczasem jeden dom ze starym piecem, w którym pali się śmieciami, bardziej szkodzi środowisku niż wielka spalarnia odpadów, bo ma odpowiednie filtry.Z pewnością, ale wybudowanie spalarni tylko pogorszy sprawę - przecież ludzi nie przestaną przez to palić śmieci na własną rękę, ani nie zaczną wytwarzać mniej odpadów. Wręcz przeciwnie - świadomość istnienia spalarni może tylko zwiększyć ilość produkowanych śmieci.
Z samochodami też sprawa jest beznadziejna - dopóki nie można zaoferować rozsądnej alternatywy (sprawnego systemu komunikacji publicznej) nie ma o czym rozmawiać z kierowcami.
Jedynym rozwiązaniem jest EDUKACJA. Tylko że to potrwa, a czasu coraz mniej...
Czy lenistwo, bezmyślność i głupota ludzka nie ma granic?
Labels:
KRK
20 stycznia 2008
2
Muzyka izraelska
\
W najnowszym "Lajfie" płyta z elektroniką izraelską pt. "Sound of Eretz".
Na stronie jest inny tytuł ("Sound of Israel") ale zawartość taka sama.
Polecam.
W najnowszym "Lajfie" płyta z elektroniką izraelską pt. "Sound of Eretz".
Na stronie jest inny tytuł ("Sound of Israel") ale zawartość taka sama.
Polecam.
Labels:
Izrael
Kolejny parking zlikwidowany
\
Z związku z budową nowego hotelu, z mapy Krakowa znika kolejny parking samochodowy. Co wywołuje oczywiście protesty i utyskiwania:
Narzekania i protesty mnie nie dziwią, zmotoryzowani mają swoje racje, choć ja jestem zdecydowanym zwolennikiem wypchnięcia samochodów z centrum Krakowa. Do tego jednak potrzeba spójnej i realnej polityki komunikacyjnej, potrzeba trochę polotu i jakiejś wizji ogólnej rozwiązań komunikacyjnych za kilkanaście/kilkadziesiąt lat. Tych jednak wśród włodarzy naszego miasta jakoś nie widać...
Zaskakująca jest puenta artykułu w Wyborczej:
Czy wg autora Mały Rynek był bardziej "żywy" gdy służył za parking? Co to było za życie? Nie odniosłem wrażenia, żeby był on martwy w ciągu ostatnich miesięcy. Zresztą gdyby nawet - zdecydowanie wolę ten rodzaj "martwoty", który mamy obecnie. A Plac Szczepański potrzebuje remontu i renowacji po prostu... I wiosny :-)
\
Z związku z budową nowego hotelu, z mapy Krakowa znika kolejny parking samochodowy. Co wywołuje oczywiście protesty i utyskiwania:
Czeka nas komunikacyjna katastrofa. Wszystkie chodniki i skwery będą kompletnie zapchane, a każde wolne miejsce będzie na wagę złota. [...] Kraków nie ma ani jednego parkingu typu park and ride, więc wszyscy pchają się do centrum. Co więcej, strategia rozwoju miasta zakłada dalsze ograniczanie stref parkingowych w śródmieściu.
Narzekania i protesty mnie nie dziwią, zmotoryzowani mają swoje racje, choć ja jestem zdecydowanym zwolennikiem wypchnięcia samochodów z centrum Krakowa. Do tego jednak potrzeba spójnej i realnej polityki komunikacyjnej, potrzeba trochę polotu i jakiejś wizji ogólnej rozwiązań komunikacyjnych za kilkanaście/kilkadziesiąt lat. Tych jednak wśród włodarzy naszego miasta jakoś nie widać...
Zaskakująca jest puenta artykułu w Wyborczej:
Plac Szczepański, który po likwidacji parkingu służyć miał Krakowowi za "pokój gościnny", stał się po Małym Rynku kolejnym martwym placem Krakowa.
Czy wg autora Mały Rynek był bardziej "żywy" gdy służył za parking? Co to było za życie? Nie odniosłem wrażenia, żeby był on martwy w ciągu ostatnich miesięcy. Zresztą gdyby nawet - zdecydowanie wolę ten rodzaj "martwoty", który mamy obecnie. A Plac Szczepański potrzebuje remontu i renowacji po prostu... I wiosny :-)
\
Labels:
KRK
19 stycznia 2008
1
Strach 2
\
W nawiązaniu do tej notatki, interesujący wywiad z Grossem.
Wysuwano już wiele zastrzeżeń co do rzetelności warsztatu historycznego Grossa. Zastanawiam się czy faktycznie autor ma mocne podstawy do szafowania liczbami, czy nie zawyża ich (wydaje się, że w przypadku "Sąsiadów" tak właśnie się stało). Jest to niebezpieczne, bo daje krytykom do ręki prosty i skuteczny argument - skoro Gross myli się co do liczby ofiar, jest nierzetelny, kłamliwy i kto wie czyje interesy reprezentuje.
Poza tym nie chciałbym żeby dyskusja wokół "Strachu" sprowadzała się do matematyki, nie o to przecież chodzi.
Czy to znaczy że przed wojną żydzi mieszkający w Polsce nie zaliczali się do "polskiego społeczeństwa"? To przecież nie był majątek przybyszów z Marsa, tylko ludzi, którzy zazwyczaj od setek lat tworzyli społeczeństwo polskie. Dlaczego autor operuje tutaj kategoriami narodowców?
Uważam, że cała ta frazeologia "Polaków, którzy ratowali/mordowali Żydów" jest błędem. Dopóki będziemy używać w dyskusjach takich określeń, dopóty będziemy wypychali ze świadomości, że przecież ci ratowani/mordowani byli takimi samymi ludźmi, współobywatelami, sąsiadami właśnie. Czyż nie powinniśmy zatem mówić raczej o "Polakach ratujących/mordujących innych Polaków"? Przeciwstawianie sobie Polaków i Żydów, jakby były to zupełnie odmienne gatunki ssaków odczłowiecza obie strony.
Bardzo prawdopodobne niestety...
\
W nawiązaniu do tej notatki, interesujący wywiad z Grossem.
[...] długo trwało zanim przyjąłem do wiadomości ogrom nienawiści do Żydów, która była faktem i potwornych szkód, jakie to wyrządziło w tkance polskiego życia zbiorowego. Bardzo długo nie zdawałem sobie z tego sprawy. Pierwsze moje dwie książki, napisane już w Ameryce, w ogóle nie poruszają tematu losu Żydów i antysemityzmu. Oczy otwierały mi się powoli w ciągu ostatnich piętnastu lat. Wreszcie zrozumiałem, w jak wielkim stopniu jest to zjawisko kluczowe dla zrozumienia historii europejskiej XX wieku [...].Biorąc pod uwagę jego historię rodzinną, można zrozumieć, że nie uświadamiał sobie całościowego obrazu powojennej rzeczywistości polskiej. Być może wychował się w etosie "pomocowym" - Polacy ratowali żydowskich współobywateli nie bacząc na konsekwencje. Można jednak zapytać jak doszedł autor "Strachu" do obecnego , jak sam mówi "zaabsorbowana przemocą i cierpieniem"? Osobiście znam ludzi, którzy będąc uratowanymi w czasie wojny, nie chcą przyjąć do wiadomości faktu istnienia innej, gorszej rzeczywistości okupacyjnych relacji między sąsiadami. Ciekaw zatem jestem zmiany, jaka dokonała się (być może) w autorze.
[...] Nie prowadzono statystyki, śledztwa często utykały w martwym punkcie" - podkreśla. Mimo że Gross zdaje sobie sprawę, że źródła historyczne dotyczące tego problemu są bardzo ubogie, sądzi, że wyciąganie z nich wniosków jest najzupełniej uprawnione. [...]
Wysuwano już wiele zastrzeżeń co do rzetelności warsztatu historycznego Grossa. Zastanawiam się czy faktycznie autor ma mocne podstawy do szafowania liczbami, czy nie zawyża ich (wydaje się, że w przypadku "Sąsiadów" tak właśnie się stało). Jest to niebezpieczne, bo daje krytykom do ręki prosty i skuteczny argument - skoro Gross myli się co do liczby ofiar, jest nierzetelny, kłamliwy i kto wie czyje interesy reprezentuje.
Poza tym nie chciałbym żeby dyskusja wokół "Strachu" sprowadzała się do matematyki, nie o to przecież chodzi.
[...] Trzeba pamiętać o tym, że większość polskich Żydów zginęła. Nawet gdyby zebrać wszystkich tych, co przeżyli i mają jakiś tytuł do roszczeń, to i tak chodziłoby o drobną cząstkę, ułamek tego żydowskiego majątku, którym po wojnie wzbogaciło się polskie społeczeństwo [...].
Czy to znaczy że przed wojną żydzi mieszkający w Polsce nie zaliczali się do "polskiego społeczeństwa"? To przecież nie był majątek przybyszów z Marsa, tylko ludzi, którzy zazwyczaj od setek lat tworzyli społeczeństwo polskie. Dlaczego autor operuje tutaj kategoriami narodowców?
Uważam, że cała ta frazeologia "Polaków, którzy ratowali/mordowali Żydów" jest błędem. Dopóki będziemy używać w dyskusjach takich określeń, dopóty będziemy wypychali ze świadomości, że przecież ci ratowani/mordowani byli takimi samymi ludźmi, współobywatelami, sąsiadami właśnie. Czyż nie powinniśmy zatem mówić raczej o "Polakach ratujących/mordujących innych Polaków"? Przeciwstawianie sobie Polaków i Żydów, jakby były to zupełnie odmienne gatunki ssaków odczłowiecza obie strony.
[...] Jeżeli doszłoby do oskarżenia w prokuraturze, to byłaby to taka sama kompromitacja Polski, jak kompromitacja Turcji, która postawiła przed sądem Pamuka, za to że wspominał o przeprowadzonej przez Turków rzezi Ormian. To będzie miało podobny oddźwięk na całym świecie [...].
Bardzo prawdopodobne niestety...
\
Labels:
C'est la vie
Bobby Fischer
\
Zmarła jedna z najbardziej kontrowersyjnych i niepokornych postaci światowych szachów. Legenda za życia, geniusz, trochę wariat, ale czy prawdziwy geniusz nie jest zazwyczaj podszyty wariactwem?
Coraz mniej ludzi tego pokroju...
Zmarła jedna z najbardziej kontrowersyjnych i niepokornych postaci światowych szachów. Legenda za życia, geniusz, trochę wariat, ale czy prawdziwy geniusz nie jest zazwyczaj podszyty wariactwem?
Coraz mniej ludzi tego pokroju...
Labels:
C'est la vie
18 stycznia 2008
3
blogger mówi też po hebrajsku
\
Świętując fakt, że od wczoraj blogger.com jest dostępny również po hebrajsku, mały konkurs.
Jakie to marki?
Organizator zastrzega sobie prawo do nieprzyznawania żadnych nagród. :-)
Świętując fakt, że od wczoraj blogger.com jest dostępny również po hebrajsku, mały konkurs.
Jakie to marki?
Organizator zastrzega sobie prawo do nieprzyznawania żadnych nagród. :-)
Labels:
typografia
17 stycznia 2008
0
Wielbłądy IV
\
Oto okładka 4-płytowej kolekcji "Pieśni żydowskich" (lub też "Pieśni jidysz"). Tyle tylko, że w jidysz te pieśni są nazwane nie "Jidisze lider" ale "Jirisze lided"!
Powinno być tak:
Oto okładka 4-płytowej kolekcji "Pieśni żydowskich" (lub też "Pieśni jidysz"). Tyle tylko, że w jidysz te pieśni są nazwane nie "Jidisze lider" ale "Jirisze lided"!
Powinno być tak:
Labels:
dromadery,
typografia
16 stycznia 2008
0
Wyrok w sprawie katastrofy ekologicznej
\
Teraz już wiemy ile kosztuje spowodowanie największej w dziejach Francji katastrofy ekologicznej...
Dobrze się stało, że sąd wydał taki wyrok, mimo iż można spierać się o wysokość zasądzonego odszkodowania, które w takich przypadkach trudno oszacować, i ma ono znaczenie symboliczne (choć sama kwota symboliczną wcale nie jest).
Martwi natomiast okres, który upłynął od zdarzenia do ogłoszenia wyroku (8 lat).
A prawdopodobnie wyrok ten nie jest jeszcze prawomocny...
Sprawiedliwość jest zaiste nierychliwa...
Teraz już wiemy ile kosztuje spowodowanie największej w dziejach Francji katastrofy ekologicznej...
Dobrze się stało, że sąd wydał taki wyrok, mimo iż można spierać się o wysokość zasądzonego odszkodowania, które w takich przypadkach trudno oszacować, i ma ono znaczenie symboliczne (choć sama kwota symboliczną wcale nie jest).
Martwi natomiast okres, który upłynął od zdarzenia do ogłoszenia wyroku (8 lat).
A prawdopodobnie wyrok ten nie jest jeszcze prawomocny...
Sprawiedliwość jest zaiste nierychliwa...
Labels:
takie tam...
A to Kraków właśnie...
\
Ponoć najszybsze połączenie centrum miasta z lotniskiem...
Ponoć nawet istnieje...
Korzystałem raz z tego cudu nowoczesnej techniki i wiem jedno - mieszkamy w Azji Zachodniej.
Ponoć najszybsze połączenie centrum miasta z lotniskiem...
Ponoć nawet istnieje...
Korzystałem raz z tego cudu nowoczesnej techniki i wiem jedno - mieszkamy w Azji Zachodniej.
Labels:
KRK
15 stycznia 2008
0
Urodziny Wikipedii
\
Dzisiaj Wikipedia obchodzi rocznicę 7 lat swojego istnienia.
Happy Birthday!
W tym czasie dorobiła się 2 176 202 artykułów, oraz 6 198 994 zarejestrowanych użytkowników.
Dzisiaj Wikipedia obchodzi rocznicę 7 lat swojego istnienia.
Happy Birthday!
W tym czasie dorobiła się 2 176 202 artykułów, oraz 6 198 994 zarejestrowanych użytkowników.
Labels:
takie tam...
Moje książki
\
Wczoraj odebrałem z drukarni kolejną książkę przeze mnie przygotowaną - "Dybuk wspomnień" Ilony Dworak-Cousin. To niewielki zbiór, zawierający krótkie wspomnienia, relacje autorki z jej podróży do Polski oraz z Izraela. Poniżej fragment:
Format A5 (210/148 mm), 116 stron, oprawa broszurowa, klejona.
Wczoraj odebrałem z drukarni kolejną książkę przeze mnie przygotowaną - "Dybuk wspomnień" Ilony Dworak-Cousin. To niewielki zbiór, zawierający krótkie wspomnienia, relacje autorki z jej podróży do Polski oraz z Izraela. Poniżej fragment:
Od siódmego roku życia wychowywałam się i dorastałam w Izraelu. Na zewnątrz prawdziwa Izraelka: szkoła, organizacja młodzieżowa, wojsko. Prawdziwa Izraelka zakochana w hebrajskiej poezji Altermana, Lei Goldberg, Rachel, Amichaja. Ale dom był polski. W polskim domu prowadzono polską kuchnię i zachowywano się po polsku. Kultura i atmosfera też były polskie. Nawet gazeta była polska. A ja? Izraelka? Polka? I to, i to? Pisząca po hebrajsku. Licząca i śniąca po polsku. Widocznie jestem połączeniem i tego, i tego, szczęściarą, która wygrała ojczyznę i szczęściarą, której los dał możność czerpania z bogatej i przecudownej spuścizny polskiej kultury i polskiego języka.
Od 15 lat, prawie co roku, odwiedzam Polskę. Znowu wdycham w siebie zapach ulubionego bzu, znowu patrzę na niekończące się horyzonty wiecznych lasów. Wiele godzin spędzam w księgarniach, jak gdybym chciała połknąć i zabrać ze sobą do domu wszystkich ulubionych pisarzy i poetów. Spędzam czas z drogimi przyjaciółmi z Krakowa, Warszawy i Leska. Są częścią mojego świata. Za każdym razem spotkaniom tym towarzyszy radość, a pożegnaniom smutek i ból.
Format A5 (210/148 mm), 116 stron, oprawa broszurowa, klejona.
Labels:
moje prace,
typografia
14 stycznia 2008
1
Rewolucja w śmieciach
\
W krakowskim dodatku do Gazety (oraz na gazeta.pl) artykuł o zmianach w miejskim regulaminie utrzymania czystości.
Może jednak któryś z urzędników raczy zauważyć, iż owe dzwony są mało praktyczne - otwory do wrzucania śmieci są bardzo małe, co zmusza do wrzucania przedmiotów pojedynczo, a to wygodne nie jest, higieniczne tym bardziej.
Poza tym jest jeszcze kolejny problem - opróżnianie dzwonów. Nieraz zetknąłem się z sytuacją, gdy dzwon był wypchany do granic możliwości. Nie dało się już nic do niego wcisnąć.
Oczywiści daleko nam jeszcze do sytuacji, w której na każdym podwórku będą stały kosze do segregacji odpadów (choćby takie worki jak na zdjęciu w artykule), a mieszkańcy będą NAPRAWDĘ segregować swoje odpady. Gdy kilka lat temu mieszkałem w Berlinie, słyszałem o wypadkach odmowy zabrania przez tamtejsze służby porządkowe śmieci, ponieważ nie były posegregowane! Długa jeszcze droga przed nami...
\
W krakowskim dodatku do Gazety (oraz na gazeta.pl) artykuł o zmianach w miejskim regulaminie utrzymania czystości.
Obecnie w Krakowie jest ponad 500 punktów, gdzie stoją dzwony do segregacji odpadów. Pod koniec roku ma ich być przynajmniej 750. - Rozbudowanie sieci dzwonów jest elementem nowego programu gospodarki odpadami. Od początku wiosny będziemy namawiali mieszkańców, by wskazywali nam miejsca, gdzie powinny one stanąć - zapowiada Krzysztof Kowal, dyrektor Krakowskiego Zarządu Komunalnego, który odpowiada w Krakowie za gospodarkę odpadami. - Dzwony w pobliżu każdego domu są jednym z priorytetów. Chcemy, by mieszkańcy mogli po przejściu najwyżej kilkuset metrów pozbywać się posegregowanych odpadów za darmo - wyjaśnia.Super! Jestem za.
Może jednak któryś z urzędników raczy zauważyć, iż owe dzwony są mało praktyczne - otwory do wrzucania śmieci są bardzo małe, co zmusza do wrzucania przedmiotów pojedynczo, a to wygodne nie jest, higieniczne tym bardziej.
Poza tym jest jeszcze kolejny problem - opróżnianie dzwonów. Nieraz zetknąłem się z sytuacją, gdy dzwon był wypchany do granic możliwości. Nie dało się już nic do niego wcisnąć.
Oczywiści daleko nam jeszcze do sytuacji, w której na każdym podwórku będą stały kosze do segregacji odpadów (choćby takie worki jak na zdjęciu w artykule), a mieszkańcy będą NAPRAWDĘ segregować swoje odpady. Gdy kilka lat temu mieszkałem w Berlinie, słyszałem o wypadkach odmowy zabrania przez tamtejsze służby porządkowe śmieci, ponieważ nie były posegregowane! Długa jeszcze droga przed nami...
\
Labels:
KRK
13 stycznia 2008
1
Treblinka
\
Artykuł w "Dużym Formacie".
Brak mi słów. Po prostu przerażające...
Jak nisko można upaść, do czego zdolny jest człowiek dla kilku dolarów?
Chociaż "człowiek" to eufemizm w tym wypadku...
Artykuł w "Dużym Formacie".
Brak mi słów. Po prostu przerażające...
Jak nisko można upaść, do czego zdolny jest człowiek dla kilku dolarów?
Chociaż "człowiek" to eufemizm w tym wypadku...
Labels:
C'est la vie
10 stycznia 2008
6
Rynek książki w Polsce
\
Fragmenty artykułu z Gazety:
A tutaj nieco statystyk czytelnictwa.
Cieszy wzrost ilości wydawanych książek (oby tak dalej), choć biorąc pod uwagę ilość publikacji fachowych (ponad połowa rynku), część tego wzrostu to czytelnictwo "wymuszone" - literatura fachowa czytana jest często "z wyrachowania" (muszę przeczytać, żeby zdać ten cholerny egzamin...). Oczywiście nie ma w tym nic złego, ale jednak... Wolałbym, żeby czytelnicy sięgali po książki z chęci dowiedzenia się czegoś nowego, poznania innych światów, doświadczenia tego niezwykłego uczucia przebywania w innej rzeczywistości. Nie narzekam jednak...
Patrząc na "Top 3" sprzedaży zastanawia tak duża przewaga książki kard. Dziwisza. Jest tak ciekawa, czy po prostu zadziałał nimb osobistego sekretarza "naszego" Papieża? Mikołajek jest może fajny i śmieszny, ale żeby aż tak? A gdzie jest literatura piękna? Słabo... O poezji nie wspominając...
Ciekaw jestem waszych opinii...
Fragmenty artykułu z Gazety:
Polski rynek książki od roku 1991 powiększył się dziesięciokrotnie. W 2007 roku przychody wydawnictw były rekordowo duże, ukazało się prawie 13 tys. nowych tytułów. [...]
Ponad połowa rekordowego przychodu (2490 mln zł) to oczywiście zasługa publikacji fachowych (prawo, biznes i informatyka), słowników, encyklopedii i podręczników. A reszta?
[...]
Numer jeden to bezspornie "Świadectwo" kardynała Stanisława Dziwisza i Giana Franca Svidercoschiego (TBA Komunikacja Marketingowa) - w 2007 roku rozeszło się w liczbie 850 tys. egzemplarzy. Potem długo nic. Miejsce drugie (170 tys.) należy ex aequo do książek "Kuchnia Polska. 1001 przepisów" Ewy Aszkiewicz (Publicat) oraz drugiego tomu "Nowych przygód Mikołajka" (Znak). To i tak niewyobrażalnie dużo w porównaniu z pozycjami, które wydawnictwa uważają za swoje ubiegłoroczne hity. [...]
A tutaj nieco statystyk czytelnictwa.
Cieszy wzrost ilości wydawanych książek (oby tak dalej), choć biorąc pod uwagę ilość publikacji fachowych (ponad połowa rynku), część tego wzrostu to czytelnictwo "wymuszone" - literatura fachowa czytana jest często "z wyrachowania" (muszę przeczytać, żeby zdać ten cholerny egzamin...). Oczywiście nie ma w tym nic złego, ale jednak... Wolałbym, żeby czytelnicy sięgali po książki z chęci dowiedzenia się czegoś nowego, poznania innych światów, doświadczenia tego niezwykłego uczucia przebywania w innej rzeczywistości. Nie narzekam jednak...
Patrząc na "Top 3" sprzedaży zastanawia tak duża przewaga książki kard. Dziwisza. Jest tak ciekawa, czy po prostu zadziałał nimb osobistego sekretarza "naszego" Papieża? Mikołajek jest może fajny i śmieszny, ale żeby aż tak? A gdzie jest literatura piękna? Słabo... O poezji nie wspominając...
Ciekaw jestem waszych opinii...
Labels:
takie tam...
Moje książki
\
Dzisiaj "wyeftepowałem" do drukarni kolejną książkę: "Nusech Pojln. Studia z dziejów kultury jidysz w powojennej Polsce, pod redakcją Magdaleny Ruty".
Oto fragmenty wstępu do niej:
Format książki - A5 (148/210 mm), 368 stron, druk jednokolorowy z ilustracjami, oprawa miękka, klejona. Poniżej przykładowe strony:
Dzisiaj "wyeftepowałem" do drukarni kolejną książkę: "Nusech Pojln. Studia z dziejów kultury jidysz w powojennej Polsce, pod redakcją Magdaleny Ruty".
Oto fragmenty wstępu do niej:
Druga wojna światowa w radykalny sposób odmieniła losy polskich Żydów. Licząca ponad trzy miliony społeczność została zdziesiątkowana, zginęli najwybitniejsi przedstawiciele kultury i nauki, zniszczeniu uległy zabytki kultury materialnej. Zaledwie nielicznym udało się przetrwać wojnę w Polsce – w ukryciu lub na aryjskich papierach, a znacznie większej grupie – w dalekowschodnich republikach Związku Radzieckiego.
Zakończenie wojny zbiegło się w historii naszego kraju ze zmianą układu sił politycznych w Europie środkowowschodniej. Na długie dziesięciolecia Polska dostała się pod wpływy wschodniego sąsiada. W obliczu zagłady polskich Żydów, a także wobec silnych nastrojów antyżydowskich w pierwszych latach powojennych wielu ocalonych podjęło dramatyczną decyzję o opuszczeniu cmentarzyska, jakim Polska stała się w ich oczach. Byli jednak i tacy, którzy świadomie zdecydowali się pozostać, by tworzyć od nowa żydowski świat, wydawać jidyszowe gazety, publikować w jidysz książki, tworzyć teatr po żydowsku. W tej grupie znaleźli się Żydzi ocaleni na Wschodzie, z których większość związana była z komunizmem od wielu lat. Mimo masowej emigracji utrzymującej się w ciągu pierwszych lat powojennych mieli nadzieję na stworzenie swoistej autonomii kulturalnej w nowej rzeczywistości politycznej. Ukuli dla niej nawet odrębną nazwę – Nusech Pojln, tj. „tak, jak robi się to w Polsce”, „na polski sposób”. [...]
Niniejszy tom [...] stanowi pokłosie międzynarodowej konferencji naukowej "Dzieje kultury jidysz w krajach komunistycznych po II wojnie światowej", zorganizowanej przez Katedrę Judaistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz Kollegium Jüdische Studien Uniwersytetu w Poczdamie, która odbyła się w Krakowie w listopadzie 2006 roku. [...]
Z szerokiego spektrum zagadnień, które były wówczas przedmiotem rozważań, pomieszczono w tym tomie te wszystkie, które dotyczyły Polski. Prezentowane tutaj teksty przybliżają socjologiczną charakterystykę pokolenia polskich komunistów-Żydów, którzy podjęli, jak się okazało, daremny wysiłek kultywowania kultury we własnym języku. Artykuły te opisują także polityczną atmosferę, w jakiej Żydzi prowadzili swoją działalność. Ponadto ukazują przyczyny, dla których wielu wybitnych pisarzy ocalonych na Wschodzie decydowało się opuścić Polskę w ciągu pierwszych lat po wojnie, a z drugiej strony przybliżają działalność instytucji kulturalnych tworzonych przez tych, którzy zdecydowali się pozostać. Tym sposobem czytelnik zgłębi historię Żydowskiego Towarzystwa Krzewienia Sztuk Pięknych, zajrzy za kulisy Państwowego Teatru Żydowskiego pod dyrekcją wybitnej aktorki Idy Kamińskiej, być może po raz pierwszy usłyszy o Idisz Buch – na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych jedynym w Europie środkowo-wschodniej wydawnictwie publikującym w jidysz, czy wreszcie pozna anegdotyczne szczegóły z pracy redaktorów ówczesnej prasy żydowskiej: „Fołks-Sztyme” i „Naszego Głosu”. Część tekstów poświęcona została opisowi życia literackiego, prezentując najważniejsze wątki obecne w literaturze tamtego okresu, a także analizując obecność literatury jidysz w świecie kultury polskiej. Zwieńczeniem tomu jest tekst ukazujący rolę, jaką środowisko polskich Żydów i żydowskie instytucje kulturalne odegrały w odrodzeniu kultury jidysz w ZSRR.
Format książki - A5 (148/210 mm), 368 stron, druk jednokolorowy z ilustracjami, oprawa miękka, klejona. Poniżej przykładowe strony:
Labels:
moje prace,
typografia
09 stycznia 2008
1
Wielbłądy II
\
Tym razem moje dwa stare już zdjęcia, opublikowane pierwotnie na forum typografia.info:
Pamiątka z ostatnich Mistrzostw Świata (Hotel Metropol w Warszawie)...
Oraz znalezione na wystawie STGU w Instytucie Wzornictwa Przemysłowego w Warszawie:
Tym razem moje dwa stare już zdjęcia, opublikowane pierwotnie na forum typografia.info:
Pamiątka z ostatnich Mistrzostw Świata (Hotel Metropol w Warszawie)...
Oraz znalezione na wystawie STGU w Instytucie Wzornictwa Przemysłowego w Warszawie:
Labels:
dromadery,
typografia,
typografia uliczna
Moje książki
\
Wczoraj wysłałem do drukarni kolejną książkę. Tym razem były to "Błogosławieństwa ślubne" - zwięzły przewodnik po ceremonii ślubnej, zawierający hebrajskie teksty błogosławieństw, ich tłumaczenie oraz transliterację, oraz artykuł na temat zwyczajów związanych z ceremonią ślubu i ketub (dokumentów ślubnych) autorstwa Ewy Gordon, która jest również autorem projektu okładki.
Książka ma format 104/145 mm, 76 stron, druk dwukolorowy, okładka miękka.
Poniżej kilka przykładowych stron:
Wczoraj wysłałem do drukarni kolejną książkę. Tym razem były to "Błogosławieństwa ślubne" - zwięzły przewodnik po ceremonii ślubnej, zawierający hebrajskie teksty błogosławieństw, ich tłumaczenie oraz transliterację, oraz artykuł na temat zwyczajów związanych z ceremonią ślubu i ketub (dokumentów ślubnych) autorstwa Ewy Gordon, która jest również autorem projektu okładki.
Książka ma format 104/145 mm, 76 stron, druk dwukolorowy, okładka miękka.
Poniżej kilka przykładowych stron:
Labels:
moje prace,
typografia
08 stycznia 2008
1
Na, Nach, Nachma, Nachman...
\
Chyba każdy, kto był w Izraelu spotkał się z wszechobecnymi napisami o treści "Na, Nach, Nachma, Nachman meuman". Są dosłownie wszędzie, w każdej postaci, wielkości, kolorze... Malują (piszą) je najczęściej członkowie chasydzkiej grupy "Bracław" (Breclav). Jest to dynastia, która miała w całej swej historii tylko jednego przywódcę - rabina Nachmana. To właśnie jemu poświęcone są owe napisy.
Poniżej kilka przykładów:
Usłyszałem ostatnio teorię, wg. której powstanie tradycji malowania wszędzie hasła "Na, Nach, Nachma, Nachman meuman" jest skutkiem głupiego żartu. Otóż pewien chasyd postanowił wykorzystać fakt, iż jego charakter pisma jest bardzo podobny do charakteru pisma rabina Nachmana, więc włożył do jednej z książek w synagodze karteczkę, na której napisał, że ktokolwiek rozpropaguje na świecie hasło "Na, Nach, Nachma, Nachman meuman" bedzie nie tylko niechybnie zbawiony, ale i przyspieszy przyjście Mesjasza. Człowiek, który ową karteczkę znalazł wziął sobie jej treść do serca, święcie przekonany, że jest to pismo samego rabina Nachmana. I tak sie to zaczęło...
Jeśli ktoś dysponuje zdjęciami "Na, Nach, Nachma, Nachman meuman" z Izraela bądź z innych miejsc na świecie chętnie zamieszczę je tutaj.
PS. Dopiero teraz zauważyłem - tuż pod górna krawędzią pierwszego zdjęcia widoczna jest kolorowa naklejka. To vlepka ultra-liberalnej partii "Ale Jarok", dążącej m. in. do prawnej legalizacji marihuany w Izraelu.
Ciekawy kontrast...
Chyba każdy, kto był w Izraelu spotkał się z wszechobecnymi napisami o treści "Na, Nach, Nachma, Nachman meuman". Są dosłownie wszędzie, w każdej postaci, wielkości, kolorze... Malują (piszą) je najczęściej członkowie chasydzkiej grupy "Bracław" (Breclav). Jest to dynastia, która miała w całej swej historii tylko jednego przywódcę - rabina Nachmana. To właśnie jemu poświęcone są owe napisy.
Poniżej kilka przykładów:
Usłyszałem ostatnio teorię, wg. której powstanie tradycji malowania wszędzie hasła "Na, Nach, Nachma, Nachman meuman" jest skutkiem głupiego żartu. Otóż pewien chasyd postanowił wykorzystać fakt, iż jego charakter pisma jest bardzo podobny do charakteru pisma rabina Nachmana, więc włożył do jednej z książek w synagodze karteczkę, na której napisał, że ktokolwiek rozpropaguje na świecie hasło "Na, Nach, Nachma, Nachman meuman" bedzie nie tylko niechybnie zbawiony, ale i przyspieszy przyjście Mesjasza. Człowiek, który ową karteczkę znalazł wziął sobie jej treść do serca, święcie przekonany, że jest to pismo samego rabina Nachmana. I tak sie to zaczęło...
Jeśli ktoś dysponuje zdjęciami "Na, Nach, Nachma, Nachman meuman" z Izraela bądź z innych miejsc na świecie chętnie zamieszczę je tutaj.
PS. Dopiero teraz zauważyłem - tuż pod górna krawędzią pierwszego zdjęcia widoczna jest kolorowa naklejka. To vlepka ultra-liberalnej partii "Ale Jarok", dążącej m. in. do prawnej legalizacji marihuany w Izraelu.
Ciekawy kontrast...
Labels:
Izrael,
typografia uliczna
07 stycznia 2008
0
Ismar David
\
Co prawda Ismar David jest raczej mało znany w Europie, ale jest to jeden z najwybitniejszych typografów (choć nie tylko) Izraelskich.
Ismar David, jeden z nielicznych Izraelskich typografów, kaligrafów i ilustratorów o światowej renomie, urodził się we Wrocławiu (a właściwie w Breslau) 27 sierpnia 1910 roku. W wieku czternastu lat porzucił szkołę by praktykować jako malarz pokojowy. Po otrzymaniu dokumentów czeladniczych podjął studia z zakresu malarstwa w Berlinie-Charlottenbergu, gdzie uczył się u wielu czołowych typografów i artystów książki ówczesnej epoki, m. in. Hansa Orlowskiego (drzeworyt) i Johannesa Boelanda.
W 1932 r. David wygrał międzynarodowy konkurs zorganizowany przez Jewish National Found (Narodowy Fundusz Żydowski) na projekt Księgi Honorowej JNF. Udał się do Jerozolimy, by na miejscu nadzorować wykonanie projektu. Wkrótce potem otworzył tam własne studio projektowe. W ciągu kolejnych dwudziestu lat wykonał wiele zamówień zarówno dla sektora prywatnego jak i instytucji rządowych - projektował m. in. plakaty, znaczki pocztowe i banknoty.
W czasie swego pobytu w Izraelu I. David pracował również intensywnie nad nowymi rodzinami hebrajskich krojów pism. Jego celem było zaprojektowanie kroju, który harmonijnie łączyłby tradycję i nowoczesność, i który pomógłby przekształcić starożytny język hebrajski w język współczesnego świata. Tak zrodził się David Hebrew.
Ten jednoelementowy, bezszeryfowy krój został przystosowany do składu maszynowego w 1954 przez Intertype Corporation. W 1984 Stempel AG zatrudnił Ismara Davida by dostosował krój do składu cyfrowego. Do dzisiaj David Hebrew jest bardzo popularny i szeroko używany. Jego optyczna lekkość czyni go doskonałym krojem do składania poezji. Jest także ulubionym krojem do składu różnego rodzaju katalogów, książek artystycznych, oraz dodatków do Izraelskich gazet.
Ismar David wyemigrował do USA w 1953 roku, i 3 czerwca tego roku poślubił Hortensję Mendel. Spędzili ze sobą tylko kilka lat - Hortensja zmarła 9 października 1960 roku.
Tuż po przybyciu do Nowego Jorku David otworzył studio projektowe i zaczął nauczać kaligrafii (także hebrajskiej) w Cooper Union oraz Pratt Institute. Spodziewał się iż większość jego zamówień będzie dotyczyła projektowania wnętrz i elementów dekoracyjnych synagog, jednak przez całe lata 50-te, 60-te i początek 70-tych jego głównym zajęciem było projektowanie dla przemysłu wydawniczego. Pracował dla największych amerykańskich wydawnictw, takich jak: Alfred A. Knopf; Atlantic, Little Brown; Ballantine Books; Fleming H. Revell; Harper & Row; Harry Abrams; Houghton Mifflin Company; J.B. Lippincott Company; McGraw-Hill; Pocket Books; Random House; Thomas Y. Crowell; Viking Press, i wielu innych. Zaprojektował okładki i obwoluty do ponad 200 książek.
Był również ilustratorem książek i rozwinął na tym polu własny, rozpoznawalny styl. Ten styl uwidacznia się zwłaszcza w wydanej przez Limited Edition Club 1971 książce Blaise Pascala "Les Pensées", do której David stworzył tuzin całostronicowych, kolorowych ilustracji oraz ornamentów. Zaprojektował również 58 ilustracji do dwujęzycznego wydania "Psalmów" z 1973 roku (wydanych przez Union of American Hebrew Congregations). Właśnie ten projekt David uważał za najbardziej osobisty, najpełniej połączył w nim swoje niezwykłe zdolności ilustratora i typografa, co zostało docenione przez The American Institute of Graphic Arts (AIGA) przyznaniem mu dorocznej nagrody.
W późniejszych latach swojej kariery Ismar David coraz więcej miejsca zaczął poświęcać projektowaniu wnętrz i dekoracji architektonicznych. Być może jego najważniejszym dziełem na tym polu jest Memorial Park w Farmingdale, NY.
Kolejny wspaniały przykład mistrzowskiego opanowania tajemnic projektowania książek dał Ismar David w 1991 roku kiedy we współpracy z Helen Brandshaft (swoją ówczesną partnerką), zaprojektował i zilustrował dwujęzyczne, specjalne wydanie "Księgi Jonasza" dla Chiswick Press.
Swoje doświadczenia na polu kaligrafii podsumował w "Our Calligraphic Heritage: The Geyer Studio Writing Book". Ta monumentalna praca została wydana w ograniczonym nakładzie w 1979 roku przez Geyer Studio. W 1990 roku David wydał jej hebrajski odpowiednik - "The Hebrew Letter: Calligraphic Variations".
Pod koniec życia Ismar David zainteresował się także wzornictwem przemysłowym - zaprojektował m. in. składaną kołyskę dziecięcą, papierowy kielich Eliasza, oraz składany talerz sederowy.
Ismar David zmarł w Nowym Jorku 26 lutego 1996 roku.
Co prawda Ismar David jest raczej mało znany w Europie, ale jest to jeden z najwybitniejszych typografów (choć nie tylko) Izraelskich.
Ismar David, jeden z nielicznych Izraelskich typografów, kaligrafów i ilustratorów o światowej renomie, urodził się we Wrocławiu (a właściwie w Breslau) 27 sierpnia 1910 roku. W wieku czternastu lat porzucił szkołę by praktykować jako malarz pokojowy. Po otrzymaniu dokumentów czeladniczych podjął studia z zakresu malarstwa w Berlinie-Charlottenbergu, gdzie uczył się u wielu czołowych typografów i artystów książki ówczesnej epoki, m. in. Hansa Orlowskiego (drzeworyt) i Johannesa Boelanda.
W 1932 r. David wygrał międzynarodowy konkurs zorganizowany przez Jewish National Found (Narodowy Fundusz Żydowski) na projekt Księgi Honorowej JNF. Udał się do Jerozolimy, by na miejscu nadzorować wykonanie projektu. Wkrótce potem otworzył tam własne studio projektowe. W ciągu kolejnych dwudziestu lat wykonał wiele zamówień zarówno dla sektora prywatnego jak i instytucji rządowych - projektował m. in. plakaty, znaczki pocztowe i banknoty.
W czasie swego pobytu w Izraelu I. David pracował również intensywnie nad nowymi rodzinami hebrajskich krojów pism. Jego celem było zaprojektowanie kroju, który harmonijnie łączyłby tradycję i nowoczesność, i który pomógłby przekształcić starożytny język hebrajski w język współczesnego świata. Tak zrodził się David Hebrew.
Ten jednoelementowy, bezszeryfowy krój został przystosowany do składu maszynowego w 1954 przez Intertype Corporation. W 1984 Stempel AG zatrudnił Ismara Davida by dostosował krój do składu cyfrowego. Do dzisiaj David Hebrew jest bardzo popularny i szeroko używany. Jego optyczna lekkość czyni go doskonałym krojem do składania poezji. Jest także ulubionym krojem do składu różnego rodzaju katalogów, książek artystycznych, oraz dodatków do Izraelskich gazet.
Ismar David wyemigrował do USA w 1953 roku, i 3 czerwca tego roku poślubił Hortensję Mendel. Spędzili ze sobą tylko kilka lat - Hortensja zmarła 9 października 1960 roku.
Tuż po przybyciu do Nowego Jorku David otworzył studio projektowe i zaczął nauczać kaligrafii (także hebrajskiej) w Cooper Union oraz Pratt Institute. Spodziewał się iż większość jego zamówień będzie dotyczyła projektowania wnętrz i elementów dekoracyjnych synagog, jednak przez całe lata 50-te, 60-te i początek 70-tych jego głównym zajęciem było projektowanie dla przemysłu wydawniczego. Pracował dla największych amerykańskich wydawnictw, takich jak: Alfred A. Knopf; Atlantic, Little Brown; Ballantine Books; Fleming H. Revell; Harper & Row; Harry Abrams; Houghton Mifflin Company; J.B. Lippincott Company; McGraw-Hill; Pocket Books; Random House; Thomas Y. Crowell; Viking Press, i wielu innych. Zaprojektował okładki i obwoluty do ponad 200 książek.
Był również ilustratorem książek i rozwinął na tym polu własny, rozpoznawalny styl. Ten styl uwidacznia się zwłaszcza w wydanej przez Limited Edition Club 1971 książce Blaise Pascala "Les Pensées", do której David stworzył tuzin całostronicowych, kolorowych ilustracji oraz ornamentów. Zaprojektował również 58 ilustracji do dwujęzycznego wydania "Psalmów" z 1973 roku (wydanych przez Union of American Hebrew Congregations). Właśnie ten projekt David uważał za najbardziej osobisty, najpełniej połączył w nim swoje niezwykłe zdolności ilustratora i typografa, co zostało docenione przez The American Institute of Graphic Arts (AIGA) przyznaniem mu dorocznej nagrody.
W późniejszych latach swojej kariery Ismar David coraz więcej miejsca zaczął poświęcać projektowaniu wnętrz i dekoracji architektonicznych. Być może jego najważniejszym dziełem na tym polu jest Memorial Park w Farmingdale, NY.
Kolejny wspaniały przykład mistrzowskiego opanowania tajemnic projektowania książek dał Ismar David w 1991 roku kiedy we współpracy z Helen Brandshaft (swoją ówczesną partnerką), zaprojektował i zilustrował dwujęzyczne, specjalne wydanie "Księgi Jonasza" dla Chiswick Press.
Swoje doświadczenia na polu kaligrafii podsumował w "Our Calligraphic Heritage: The Geyer Studio Writing Book". Ta monumentalna praca została wydana w ograniczonym nakładzie w 1979 roku przez Geyer Studio. W 1990 roku David wydał jej hebrajski odpowiednik - "The Hebrew Letter: Calligraphic Variations".
Pod koniec życia Ismar David zainteresował się także wzornictwem przemysłowym - zaprojektował m. in. składaną kołyskę dziecięcą, papierowy kielich Eliasza, oraz składany talerz sederowy.
Ismar David zmarł w Nowym Jorku 26 lutego 1996 roku.
Labels:
Izrael,
typografia
Strach
\
Za gazeta.pl
Dla mnie osobiście główna teza książki Grossa nie podlega dyskusji. Można jedynie spierać się o zasięg owego "przyzwolenia społecznego". Słyszałem zbyt wiele opowieści z pierwszej ręki o tamtych czasach, żeby mieć jakiekolwiek wątpliwości, iż Żydzi, którzy przeżyli Zagładę (czy to w Polsce, czy na terenach Związku Radzieckiego) często odczuwali STRACH, którego źródłem byli ich SĄSIEDZI.
Dla przykładu - fragment książki, nad którą ostatnio pracowałem:
Dobrze, że Prokuratura zamierza ustosunkować się do treści tej książki. Mam tylko nadzieję, że zrobi to rzetelnie, w odróżnieniu do niedawnej decyzji w sprawie pewnych wypowiedzi pewnego Ojca...
Na temat społeczności żydowskiej w Polsce tuż po wojnie piszą m. in.:
August Grabski, Maciej Pisarski i Albert Stankowski w "Studia z dziejów i kultury Żydów w Polsce po 1945 roku", Warszawa 1997
August Grabski w "Żydowski ruch kombatancki w Polsce 1944‒1949", Warszawa 2002
Grzegorz Berendt, August Grabski i Albert Stankowski w "Studia z historii Żydów w Polsce po 1945 roku", Warszawa 2000
Grzegorz Berendt w "Życie żydowskie w Polsce w latach 1950‒1956. Z dziejów Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Polsce", Gdańsk 2006
Alina Cała i Helena Datner-Śpiewak w "Dzieje Żydów w Polsce 1944‒1968. Teksty źródłowe", Warszawa 1997
PS. Kakofonia już czytała "Strach" (czy raczej "Fear")
PS2. Azrael też pisze o "Strachu"
\
Za gazeta.pl
11 stycznia, nakładem wydawnictwa "Znak", na rynek wejdzie nowa książka Grossa pt. "Strach. Antysemityzm w Polsce tuż po wojnie. Historia moralnej zapaści".
Jej główna teza głosi, że antysemityzm w Polsce po II wojnie światowej miał przyzwolenie społeczne, m. in. wskutek udziału licznych Polaków w zagrabieniu mienia ofiar Holokaustu [...]
[Prokuratura] już w 2006 r. zapowiedziała, że gdy tylko książka Grossa pojawi się w księgarniach, "zostaną podjęte stosowne działania mające na celu procesowe wyjaśnienia, czy zostało popełnione przestępstwo, a jeśli tak, nastąpi skierowanie aktu oskarżenia do sądu".Książka wzbudzała kontrowersje już od momentu jej ukazania się za oceanem. Podobnie zresztą jak poprzednie książki Grossa.
Dla mnie osobiście główna teza książki Grossa nie podlega dyskusji. Można jedynie spierać się o zasięg owego "przyzwolenia społecznego". Słyszałem zbyt wiele opowieści z pierwszej ręki o tamtych czasach, żeby mieć jakiekolwiek wątpliwości, iż Żydzi, którzy przeżyli Zagładę (czy to w Polsce, czy na terenach Związku Radzieckiego) często odczuwali STRACH, którego źródłem byli ich SĄSIEDZI.
Dla przykładu - fragment książki, nad którą ostatnio pracowałem:
[Dawid Sfard] w swoich wspomnieniach opowiada o traumatycznym wydarzeniu, którego doświadczył wkrótce po powrocie ze Związku Radzieckiego (pod koniec 1946 roku). Gdy podróżował pociągiem relacji Łódź–Warszawa w towarzystwie kilku przyjaciół, pociąg zatrzymał się nagle w połowie drogi. Na żydowskich pasażerów padł blady strach, gdyż mogło być to zapowiedzią ataku chuliganów, którzy zatrzymywali pociągi, nakazywali Żydom wyjść, po czym ich mordowali. Na szczęście tym razem przerwa w podróży miała niewinną przyczynę, ale przerażenie na twarzach żydowskich pasażerów na wiele lat pozostawiło ślad w jego pamięci. Według Sfarda główną przyczyną wyjazdu z Polski był „panujący strach”. [...]Rozumiem, że naród polski wychowany został w etosie wojennego męczeństwa (zupełnie słusznie). Rozumiem, że informacje, iż Polacy nie tylko ratowali bohatersko żydowskich współobywateli, ale często uczestniczyli (czy to świadomie i dobrowolnie, czy wręcz przeciwnie) w Zagładzie, mogą wywoływać protesty, odruchy buntu, próby zanegowania ich prawdziwości i wypchnięcia ich ze świadomości (tak zbiorowej, jak i indywidualnej). To naturalne odruchy obronne.
Dobrze, że Prokuratura zamierza ustosunkować się do treści tej książki. Mam tylko nadzieję, że zrobi to rzetelnie, w odróżnieniu do niedawnej decyzji w sprawie pewnych wypowiedzi pewnego Ojca...
Na temat społeczności żydowskiej w Polsce tuż po wojnie piszą m. in.:
August Grabski, Maciej Pisarski i Albert Stankowski w "Studia z dziejów i kultury Żydów w Polsce po 1945 roku", Warszawa 1997
August Grabski w "Żydowski ruch kombatancki w Polsce 1944‒1949", Warszawa 2002
Grzegorz Berendt, August Grabski i Albert Stankowski w "Studia z historii Żydów w Polsce po 1945 roku", Warszawa 2000
Grzegorz Berendt w "Życie żydowskie w Polsce w latach 1950‒1956. Z dziejów Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Polsce", Gdańsk 2006
Alina Cała i Helena Datner-Śpiewak w "Dzieje Żydów w Polsce 1944‒1968. Teksty źródłowe", Warszawa 1997
PS. Kakofonia już czytała "Strach" (czy raczej "Fear")
PS2. Azrael też pisze o "Strachu"
\
Labels:
C'est la vie
06 stycznia 2008
2
Wielbłądy I
\
Na początek z Izraela (via Zabaj):
Alkohol jednak faktycznie szkodzi...
Pomijając kompromitującą literówkę, gdzie jest litera "r" w słowie "Bar"?
Być może to tylko kwestia kąta patrzenia, ale w takim razie nietani jak się domyślam szyld został całkowicie spartaczony? Przecież pod tym kątem właśnie patrzą klienci.
Pomijam już wybór nazwy, ale taki błąd? Toż to "wielbłąd"! O Traktorze napisał już PanCygaro.
Jeden z moich faworytów... Mam nadzieję, że arabska wersja jest bezbłędna...
Gdybym był obywatelem Izraela płacącym podatki - byłbym naprawdę zły...
Na początek z Izraela (via Zabaj):
Alkohol jednak faktycznie szkodzi...
Pomijając kompromitującą literówkę, gdzie jest litera "r" w słowie "Bar"?
Być może to tylko kwestia kąta patrzenia, ale w takim razie nietani jak się domyślam szyld został całkowicie spartaczony? Przecież pod tym kątem właśnie patrzą klienci.
Pomijam już wybór nazwy, ale taki błąd? Toż to "wielbłąd"! O Traktorze napisał już PanCygaro.
Jeden z moich faworytów... Mam nadzieję, że arabska wersja jest bezbłędna...
Gdybym był obywatelem Izraela płacącym podatki - byłbym naprawdę zły...
Labels:
dromadery,
Izrael,
typografia,
typografia uliczna
Claude Garamond
\
Claude Garamond (ur. ok.1480 w Paryżu, zm. w 1561 tamże), pierwotnie jego nazwisko brzmiało Garamont, ale na skutek zmian w pisowni francuskiej końcowe "t" zamienione zostało na "d".
Sztuki "czcionkarskiej" uczył się od Simona de Coliens oraz Geoffroya Tory. Jego pierwszy autorski krój (wzorowany na XV-wiecznym kroju Francesco Griffo "De Aetna" wykonanym dla weneckiego drukarza A. Manutiusa) miał swoją premierę w książce "Paraphrasis in Elegantiarum Libros Laurentii Vallae" (O sposobie pisania listów) Erazma z Rotterdamu.
Od 1545 roku Garamond działa także jako wydawca, pierwszą wydaną przez niego książką była "Pia et Religiosa Meditatio" Davida Chambellana (oczywiście złożona krojem zaprojektowanym przez wydawcę). C. Garamond zaprojektował kilka krojów pisma, nie ograniczał się też bynajmniej do antykwy – jego sławny grecki krój "Grec du Roi" został zaprojektowany na zlecenie króla Franciszka I.
Po śmierci Garamonda, jego czcionki i matryce "odziedziczyli" Christoph Plantin z Antwerpii oraz frankfurcka wytwórnia czcionek Egenolff-Berner. Oryginalne czcionki C. Garamonda można do dzisiaj podziwiać w muzeum w Antwerpii.
W roku 1592 Egenolff-Berner wydał wzornik z krojami Garamonda, który jest niezwykle cennym źródłem informacji o jego działalności typograficznej i źródłem inspiracji dla wielu pokoleń projektantów.
Kroje zaprojektowane przez Garamonda pomiędzy 1530 a 1545 są powszechnie uważane za szczytowe osiągnięcia typografii XVI wieku. Znacząco przyczyniły się do wyparcia powszechnie dotychczas stosowanych krojów gotyckich przez antykwę.
W 1621 roku, sześćdziesiąt lat po śmierci C. Garamonda francuski drukarz Jean Jannon (1580-1635) wydał wzornik z krojami wzorowanymi na krojach Garamonda. Kroje Jannona "zaginęły" (nie wiem jak?) na ok. 200 lat, zostały odnalezione we francuskiej Drukarni Narodowej dopiero w 1825 roku a ich autorstwo błędnie przypisane zostało samemu Garamondowi. Prawdziwe autorstwo tych krojów zostało ustalone dopiero w 1927 roku.
W początkach XX w. czcionkami tymi wydrukowano "Historię drukarstwa we Francji", co obudziło zainteresowanie dokonaniami mistrza Garamonda – powstały wtedy kroje wzorowane bądź to na oryginalnych dokonaniach Garamonda, bądź też na krojach Jannona (błędnie przypisywanych Garamondowi).
Istnieje wiele krojów opartych na projektach Garamonda (bądź Jannona), czasami różnią się dość znacznie między sobą, wszystkie jednak cechuje styl francuskiego renesansu – elegancja formy i wzorowa czytelność.
Na początku 20 stulecia poszukiwania nowego, świeżego kroju pisma doprowadziły, paradoksalnie, do odrodzenia krojów zaprojektowanych przez C. Garamonda (oraz J. Jennona). W ciągu następnych kilkudziesięciu lat każda licząca się wytwórnia podjęła próbę "redizajnu" krojów Garamonda. Niektóre z nich były całkiem udane, inne mniej.
W kategorii "wierności z oryginałem" jednym ze zwycięzców niewątpliwie jest Stempel Garamond, opublikowany w 1924 przez frankfurcki Stempel AG – zarówno odmiana zwykła jak i kursywa są wzorowane na oryginalnych krojach C. Garamonda. Cechą charakterystyczną tej wersji są stosunkowo krótkie wydłużenia dolne liter.
Warto wspomnieć tutaj o roli, jaką w rozwoju kursywy "garamondowej" odegrał Robert Granjon (1513-1589), który pracował dla Plantina. Opracował on wersję italic niektórych krojów C. Garamonda, a jego kroje znalazły się we wzorniku wydanym przez Egenolff-Berner w 1592 roku.
I właśnie w przypadku jednego z najpopularniejszych "Garamondów" – kroju Adobe Garamond (zaprojektowanego przez Roberta Slimbacha w 1989 r.), odmiana regularna oparta została na czcionkach z muzeum Plantin-Moretus ("design by C. Garamond"), natomiast kursywa jest interpretacją kroju R. Granjona. Krój Adobe Garamond zawiera bardzo bogatą paletę kapitalików w kilku odmianach.
Krój "1530 Garamond" zaprojektowany przez Rossa Mills'a w 1994 roku wyróżnia się zgodnością z oryginałem (zarówno wersja prosta jak i pochyła opierają się na "prawdziwych Garamondach), elegancją i "płynnością". Cecha charakterystyczna – długie wydłużenia zarówno górne jak i dolne liter.
Wspomniałem już iż wiele z reinterpretacji krojów C. Garamonda wzoruje się na krojach autorstwa J. Jannona, który z C. Garamondem nie miał nic wspólnego, zważywszy że urodził się 19 lat po śmierci mistrza. Errare humanum est.
Poniżej lista najważniejszych "Garamondów" (szczątkowa zaledwie) oraz ich autorów w kolejności chronologicznej:
1. Deberny & Peignot Garamond (1912-1928) – Georges i Charles Peignot.
2. ATF Garamond (1917 lub 19) – M.F. Benton oraz T.M. Cleland.
3. Monotype Garamond (1921) – F.W. Goudy.
4. Stempel Garamond (1924) – twórca nieznany (tzn. ja nie znalazłem nazwiska).
5. Mergenthaler Linotype Garamond (1925) – Joseph Hill.
6. Ludlow Garamond (1930) – R. Hunter Middleton i Steve Jackaman
7. Mergenthaler Linotype Garamond 3 (1936) M.F. Benton and T.M. Cleland.
8. Simoncini Garamond (1958-1961) – F. Simoncini oraz W. Bilz.
9. Grafotechna Garamond (1959) – Stanislav Marso.
10. Berthold Garamond (1972-1975) – Gunter Gerhard Lange.
11. ITC Garamond (1976-1977) – Tony Stan i Edward Benguiat
12. Adobe Garamond (1989) – Robert Slimbach.
13. "1530 Garamond" (1993-1994) – Ross Mills.
Istnieją również kroje wzorowane na projektach C. Garamonda (oraz J. Jannona i R. Granjona), które wcale nie odwołują się w swoich nazwach do C. Garamonda. Najważniejsze z nich to:
14. Granjon (1928-31) – George W. Jones.
15. Garaldus (1956) – Aldo Novarese.
16. Sabon (1964) – Jan Tschichold.
17. Garnet (1992) – nie znalazłem informacji o autorze
Geniusz C. Garamonda, jednego z "ojców" opartej na antykwie tradycji typograficznej Europy (a zarazem zdecydowanej większości świata), żyje w wielu krojach wzorowanych na jego nieśmiertelnych dokonaniach. Mody, chwilowe trendy, przychodzą a potem giną w mroku zapomnienia, jednak dokonania C. Garamonda (i kilku innych jemu podobnych "rzemieślników") przetrwały próbę czasu i mają się nadzwyczaj dobrze.
I jeszcze dwa linki (niestety po francusku):
o Garamondzie
porównanie różnych krojów Garamonda (także jemu przypisywanych, bądź jego krojami inspirowanych)
Claude Garamond (ur. ok.1480 w Paryżu, zm. w 1561 tamże), pierwotnie jego nazwisko brzmiało Garamont, ale na skutek zmian w pisowni francuskiej końcowe "t" zamienione zostało na "d".
Sztuki "czcionkarskiej" uczył się od Simona de Coliens oraz Geoffroya Tory. Jego pierwszy autorski krój (wzorowany na XV-wiecznym kroju Francesco Griffo "De Aetna" wykonanym dla weneckiego drukarza A. Manutiusa) miał swoją premierę w książce "Paraphrasis in Elegantiarum Libros Laurentii Vallae" (O sposobie pisania listów) Erazma z Rotterdamu.
Od 1545 roku Garamond działa także jako wydawca, pierwszą wydaną przez niego książką była "Pia et Religiosa Meditatio" Davida Chambellana (oczywiście złożona krojem zaprojektowanym przez wydawcę). C. Garamond zaprojektował kilka krojów pisma, nie ograniczał się też bynajmniej do antykwy – jego sławny grecki krój "Grec du Roi" został zaprojektowany na zlecenie króla Franciszka I.
Po śmierci Garamonda, jego czcionki i matryce "odziedziczyli" Christoph Plantin z Antwerpii oraz frankfurcka wytwórnia czcionek Egenolff-Berner. Oryginalne czcionki C. Garamonda można do dzisiaj podziwiać w muzeum w Antwerpii.
W roku 1592 Egenolff-Berner wydał wzornik z krojami Garamonda, który jest niezwykle cennym źródłem informacji o jego działalności typograficznej i źródłem inspiracji dla wielu pokoleń projektantów.
Kroje zaprojektowane przez Garamonda pomiędzy 1530 a 1545 są powszechnie uważane za szczytowe osiągnięcia typografii XVI wieku. Znacząco przyczyniły się do wyparcia powszechnie dotychczas stosowanych krojów gotyckich przez antykwę.
W 1621 roku, sześćdziesiąt lat po śmierci C. Garamonda francuski drukarz Jean Jannon (1580-1635) wydał wzornik z krojami wzorowanymi na krojach Garamonda. Kroje Jannona "zaginęły" (nie wiem jak?) na ok. 200 lat, zostały odnalezione we francuskiej Drukarni Narodowej dopiero w 1825 roku a ich autorstwo błędnie przypisane zostało samemu Garamondowi. Prawdziwe autorstwo tych krojów zostało ustalone dopiero w 1927 roku.
W początkach XX w. czcionkami tymi wydrukowano "Historię drukarstwa we Francji", co obudziło zainteresowanie dokonaniami mistrza Garamonda – powstały wtedy kroje wzorowane bądź to na oryginalnych dokonaniach Garamonda, bądź też na krojach Jannona (błędnie przypisywanych Garamondowi).
Istnieje wiele krojów opartych na projektach Garamonda (bądź Jannona), czasami różnią się dość znacznie między sobą, wszystkie jednak cechuje styl francuskiego renesansu – elegancja formy i wzorowa czytelność.
Na początku 20 stulecia poszukiwania nowego, świeżego kroju pisma doprowadziły, paradoksalnie, do odrodzenia krojów zaprojektowanych przez C. Garamonda (oraz J. Jennona). W ciągu następnych kilkudziesięciu lat każda licząca się wytwórnia podjęła próbę "redizajnu" krojów Garamonda. Niektóre z nich były całkiem udane, inne mniej.
W kategorii "wierności z oryginałem" jednym ze zwycięzców niewątpliwie jest Stempel Garamond, opublikowany w 1924 przez frankfurcki Stempel AG – zarówno odmiana zwykła jak i kursywa są wzorowane na oryginalnych krojach C. Garamonda. Cechą charakterystyczną tej wersji są stosunkowo krótkie wydłużenia dolne liter.
Warto wspomnieć tutaj o roli, jaką w rozwoju kursywy "garamondowej" odegrał Robert Granjon (1513-1589), który pracował dla Plantina. Opracował on wersję italic niektórych krojów C. Garamonda, a jego kroje znalazły się we wzorniku wydanym przez Egenolff-Berner w 1592 roku.
I właśnie w przypadku jednego z najpopularniejszych "Garamondów" – kroju Adobe Garamond (zaprojektowanego przez Roberta Slimbacha w 1989 r.), odmiana regularna oparta została na czcionkach z muzeum Plantin-Moretus ("design by C. Garamond"), natomiast kursywa jest interpretacją kroju R. Granjona. Krój Adobe Garamond zawiera bardzo bogatą paletę kapitalików w kilku odmianach.
Krój "1530 Garamond" zaprojektowany przez Rossa Mills'a w 1994 roku wyróżnia się zgodnością z oryginałem (zarówno wersja prosta jak i pochyła opierają się na "prawdziwych Garamondach), elegancją i "płynnością". Cecha charakterystyczna – długie wydłużenia zarówno górne jak i dolne liter.
Wspomniałem już iż wiele z reinterpretacji krojów C. Garamonda wzoruje się na krojach autorstwa J. Jannona, który z C. Garamondem nie miał nic wspólnego, zważywszy że urodził się 19 lat po śmierci mistrza. Errare humanum est.
Poniżej lista najważniejszych "Garamondów" (szczątkowa zaledwie) oraz ich autorów w kolejności chronologicznej:
1. Deberny & Peignot Garamond (1912-1928) – Georges i Charles Peignot.
2. ATF Garamond (1917 lub 19) – M.F. Benton oraz T.M. Cleland.
3. Monotype Garamond (1921) – F.W. Goudy.
4. Stempel Garamond (1924) – twórca nieznany (tzn. ja nie znalazłem nazwiska).
5. Mergenthaler Linotype Garamond (1925) – Joseph Hill.
6. Ludlow Garamond (1930) – R. Hunter Middleton i Steve Jackaman
7. Mergenthaler Linotype Garamond 3 (1936) M.F. Benton and T.M. Cleland.
8. Simoncini Garamond (1958-1961) – F. Simoncini oraz W. Bilz.
9. Grafotechna Garamond (1959) – Stanislav Marso.
10. Berthold Garamond (1972-1975) – Gunter Gerhard Lange.
11. ITC Garamond (1976-1977) – Tony Stan i Edward Benguiat
12. Adobe Garamond (1989) – Robert Slimbach.
13. "1530 Garamond" (1993-1994) – Ross Mills.
Istnieją również kroje wzorowane na projektach C. Garamonda (oraz J. Jannona i R. Granjona), które wcale nie odwołują się w swoich nazwach do C. Garamonda. Najważniejsze z nich to:
14. Granjon (1928-31) – George W. Jones.
15. Garaldus (1956) – Aldo Novarese.
16. Sabon (1964) – Jan Tschichold.
17. Garnet (1992) – nie znalazłem informacji o autorze
Geniusz C. Garamonda, jednego z "ojców" opartej na antykwie tradycji typograficznej Europy (a zarazem zdecydowanej większości świata), żyje w wielu krojach wzorowanych na jego nieśmiertelnych dokonaniach. Mody, chwilowe trendy, przychodzą a potem giną w mroku zapomnienia, jednak dokonania C. Garamonda (i kilku innych jemu podobnych "rzemieślników") przetrwały próbę czasu i mają się nadzwyczaj dobrze.
I jeszcze dwa linki (niestety po francusku):
o Garamondzie
porównanie różnych krojów Garamonda (także jemu przypisywanych, bądź jego krojami inspirowanych)
Labels:
typografia
Jestem Polką/Polakiem
\
Rusza (ruszyła?) społeczna kampania medialną "Jestem Polką / Jestem Polakiem". Kampania obdywa się w ramach Roku Równych Szans UE.
Kampania ma na celu uświadomienie polskiego społeczeństwa, że w Polsce mnieszkają mniejszości narodowe i etniczne, a członkowie tych społęczności czują się Polakami. Koncepcja podwójnej tożsamości, która na Zachodzie jest czymś normalnym, w Polsce nadal jest niestety niemal nieznana.
Brawo!
O kampanii napisał Pan Cygaro.
Mnie rażą zwłaszcza kroje pisma użyte na bilboardach.
Poniżej przykłady:
I oczywiście mój ulubiony:
Rozumiem, że intencją twórców (tfurcuf) tych bilboardów było oddanie tożsamości etnicznej osób za pomocą krojów pisma. Niestety - nie udało im się to...
Nie widzę żadnego związku między byciem Romką, Tatarką, Niemką, Karaimem, Ukrainką czy Żydówką a krojami pism użytymi na plakatach...
Co więcej, rażą one moje oczy uderzając w poczucie estetyki typograficznej. Nie będę też komentował nawet kwestii diakrytyków (nie znam się na tym wystarczająco dobrze). Nie podobają mi się po prostu...
Ale dwa z krojów mogą obrażać przedstawicieli danej mniejszości: chodzi o Romów i Żydów - czy Romowie to grupa niedorozwiniętych, czy może małych dzieci, bo tak właśnie wygląda ów krój pisma? Dlaczego Żydzi dostali jakiś kosmiczno-nowofalowy krój? Co mówi on o tej społeczności? Jak się odnosi do jej tradycji? Co to w ogóle jest???
Szokuje mnie fakt, że taka poważna firma jak Stroer wykonała coś tak żenującego? Jeszcze gorzej, że tak potrzebna w naszym kraju kampania społeczna będzie się kojarzyć (przynajmniej niektórym) z typograficznymi potworkami.
PS. Za projekt plakatów odpowiada pani Paulina Krajewska...
PS2. Jeden z moich znajomych określił te bilboardy jako: "antyreklama, bark zrozumienia historii i absolutny nazizm..."
Rusza (ruszyła?) społeczna kampania medialną "Jestem Polką / Jestem Polakiem". Kampania obdywa się w ramach Roku Równych Szans UE.
Kampania ma na celu uświadomienie polskiego społeczeństwa, że w Polsce mnieszkają mniejszości narodowe i etniczne, a członkowie tych społęczności czują się Polakami. Koncepcja podwójnej tożsamości, która na Zachodzie jest czymś normalnym, w Polsce nadal jest niestety niemal nieznana.
Brawo!
O kampanii napisał Pan Cygaro.
Mnie rażą zwłaszcza kroje pisma użyte na bilboardach.
Poniżej przykłady:
I oczywiście mój ulubiony:
Rozumiem, że intencją twórców (tfurcuf) tych bilboardów było oddanie tożsamości etnicznej osób za pomocą krojów pisma. Niestety - nie udało im się to...
Nie widzę żadnego związku między byciem Romką, Tatarką, Niemką, Karaimem, Ukrainką czy Żydówką a krojami pism użytymi na plakatach...
Co więcej, rażą one moje oczy uderzając w poczucie estetyki typograficznej. Nie będę też komentował nawet kwestii diakrytyków (nie znam się na tym wystarczająco dobrze). Nie podobają mi się po prostu...
Ale dwa z krojów mogą obrażać przedstawicieli danej mniejszości: chodzi o Romów i Żydów - czy Romowie to grupa niedorozwiniętych, czy może małych dzieci, bo tak właśnie wygląda ów krój pisma? Dlaczego Żydzi dostali jakiś kosmiczno-nowofalowy krój? Co mówi on o tej społeczności? Jak się odnosi do jej tradycji? Co to w ogóle jest???
Szokuje mnie fakt, że taka poważna firma jak Stroer wykonała coś tak żenującego? Jeszcze gorzej, że tak potrzebna w naszym kraju kampania społeczna będzie się kojarzyć (przynajmniej niektórym) z typograficznymi potworkami.
PS. Za projekt plakatów odpowiada pani Paulina Krajewska...
PS2. Jeden z moich znajomych określił te bilboardy jako: "antyreklama, bark zrozumienia historii i absolutny nazizm..."
Labels:
typografia,
typografia uliczna